- Louis, obudziła się! - usłyszałam głos chyba Liam'a.
- Wszystko w porządku? Boli cię głowa? Przynieść ci coś? - zaczął zasypywać mnie pytaniami mój brat.
- Co się stało? - spytałam, olewając Louis'a.
- Nie pamiętasz? - spytał Hazza.
- Ostatnie to duży ból głowy, a później już nic - odpwiedziałam.
- A więc Zayn chciał się na tobie zemścić i wrzucić do wody, ale coś mu nie pyknęło, przygrzmociłaś głową o kant wanny i zemdlałaś - poinformował mnie Niall.
- Aha - powiedziałam krótko, dotknęłam ręką czoła i poczułam plaster - co ja mam na czole?
- Zaczęłaś krwawić i mama ci opatrunek zrobiła - powiedział Lou.
- Aha... Chwila! - wyciągnęłam telefon z kieszeni, nacisnęłam byle jaki klawisz i dupa, bateria przemokła - Malik zabiję cię! - wydarłam się i zaczęłam się za nim oglądać, ale go nie było - gdzie on jest?! - wysyczałam.
- Tak się zestresował całym tym zajściem, że kazaliśmy mu się położyć - powiedział Liam.
- Zabiję go! - syknęłam.
- Co się stało? - spytał Lou wchodząc do pokoju.
Zaraz... Kiedy on wyszedł?
- Malik zepsuł mi telefon - jęknęłam.
- Ty się martwisz telefonem, jak mogło ci się coś poważnego stać?! - wykrzyczał.
- Tak - powiedziałam i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Nie ogarniam twojej mózgownicy - odezwał się Niall.
- Nie tylko ty - powiedział Harry, a ja zgromiłam go wzrokiem - no co?
- Gówno 1:0 - odpowiedziałam mu.
- Co?
- Gówno 2:0
- Ale o co ci chodzi?
- Gówno 3:0 - zaczęłam się śmiać.
- Po co mówisz to całe gówno coś tam? - spytał niegarnięty Styles.
- Gówno 4:0 - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- O co jej chodzi? - spytał Harry chłopaków.
- Gówno 5:0 - rzuciłam.
- Dlaczego to mówisz? O co w tym chodzi?
- Gówno 6:0 - odpowiedziałam i spojrzałam na chłopaków, którzy turlali się ze śmiechu po podłodze.
- Harry. Debilu - zaczął mój brat - nie znasz tej gry?
- A wyglądam jakbym znał?
- Nie. Ta gra polega na tym, że nie możesz mówić słowa na literę C, bo będzie gówno.
- Chodzi ci o 'co'?
- Gówno 7:0
- Tak! - wydarli się chłopaki.
- Aha, fajna ta wasza gra - uśmiechnął się, a my zrobiliśmy poker face.
- Dobra, ogar dzieci. Gdzie mama? - spytałam
- Gdzieś pojechała z dziewczynami - odpowiedział mi Lou.
- Za ile zaczyna się mecz?
- Musimy być na stadionie o 15:00 - powiedział Liam.
- Nie chcę nic mówić, ale jest 14:26 - rzekłam zerkając na zegarek wiszący na ścianie.
- Dobra, zbierajcie się! Niall idź obudzić Zayn'a, a ty Niki dasz radę się przebrać? - spytał troskliwie Lou.
- Ale ja nie mam ubrań.
- Lottie naszykowała ci jakieś suche ubrania.
- Aha, fajnie - wstałam z kanapy.
- Dasz radę dojść?
- Tak, chyba dam - rzekłam i zrobiłam krok i upadłabym, gdyby nie szybka reakcja Liam'a.
- Chyba jednak nie dasz - rzucił brat i zaprowadził mnie do łazienki - jak coś to wołaj, będę za drzwiami - poinformował mnie i zamknął drzwi.
Podeszłam do lustra i spojrzałam w nie.
- Rany - powiedziałam.
- Niki, coś się stało? - do łazienki wpadł brat.
- Tak, moja głowa - wskazałam plaster na czole.
- Nie przesadzaj. Za kilka dni już go nie będziesz nosiła - rzekł i wyszedł.
Szybko przebrałam się i wyszłam z łazienki. Przed drzwiami stał Lou.
- Już? Możemy jechać?
- Tak, jedźmy - powiedziałam i zeszliśmy na dół.
- Córuś, jak się czujesz? - dopadła mnie mama.
- Wszystko już w porządku - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- To dobrze. A teraz chodź się przytulić - rzekła i rozłożyła ręce.
- Już, już - przytuliłam ją.
- Nie chcę przeszkadzać, ale ja nie mogę się spóźnić - powiedział Lou.
- No już. Porozmawiamy po meczu - rzekła do mnie, a zaraz po tym wraz z bratem wyszłam z domu.
- Niki! Wszystko w prządku? - tym razem dopadł mnie Malik.
- Tak - odpowiedziałam mu.
- Tak cię przepraszam, nie chciałem - bronił się.
- Daj już spokój. Nic mi nie jest, ale za to mój telefon się przez ciebie zepsuł - powiedziałam koniec zdania już trochę zła.
- Przepraszam, przepraszam. Odkupię - rzucił kładąc prawą ręke na sercu.
- Trzymam cię za słowo, a teraz chodź, bo Tommo się denerwuje - wskazałam na Lou, który wyglądał przez szyberdach i darł się, żebyśmy się pośpieszyli.
- Dobra - powiedział i weszliśmy do samochodu.
***
Po około 20 minutach byliśmy już pod stadionem. Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy na stadion. Na murawie było już kilku chłopaków z drużyny. Podeszliśmy do nich, a Louis od razu zaczął mi ich przedstawiać.- Em... Nie chcę nic mówić, ale wątpię, że zapamiętam tyle imion, a więc jak powiem inne imię niż wasze nie miejcie mi tego za złe - powiedziałam.
- Spoko, nie masz czy się martwić - odpowiedział przyjaciel mojego brata, Stan.
Jego akurat miałam okazję poznać jak pierwszy raz przyjechałam do Doncaster.
Drużyna zaczęła trening, a ja z chłopakami z 1D usiedliśmy na ławce, gdzie siedzi trener i inni zawodnicy.
- Niki - usłyszałam po chwili głos Zayn'a - boli cię jeszcze głowa?
- Nie - odpowiedziałam.
- Ale na pewno? - dołączył do niego Liam.
- Tak, na pewno - rzekłam.
- Ale jesteś tego pewna? - upewniał się Harry.
- Tak, jestem tego pewna - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- A może ci coś przynieść? Do jedzenia lub coś innego? - spytał tym razem Niall.
- Rany, przestańcie! Przecież nic mi nie jest, tylko mam plaster na czole! A jakbym chciała jeść to sama bym poszła! - warknęłam i poszłam na trybuny.
Siedziałam tam i oglądałam trening. Po kilku minutach zobaczył mnie Lou i podbiegł do mnie.
- Co się stało? Dlaczego nie siedzisz z chłopakami?
- Człowieku, oni zachowują się jakby mi coś poważnego się stało, a tylko głupi plaster.
- Niki, oni się martwią o ciebie.
- Ale nie mają o co - zaprotestowałam.
- Zrozum, oni traktują cię jak młodszą siostrę i nie chcą, żeby tobie stała się krzywda - powiedział.
- A ja ich traktuję jak starszych braci, a nie latam za nimi i nie gderam im nad uchem - rzekłam.
- Błagam cię, nie zachowuj się jak małe dziecko. Idź do chłopaków.
- Ale...
- Nie Niki. Idź - przerwał mi.
- No dobra - rzuciłam i poczłapałam się do chłopaków, ale i tak usiadłam jak najdalej ich.
- Niki - zawyły mi cztery głosy do ucha.
- Nie boli mnie głowa. Na pewno. Jestem tego pewna. Nie chcę nic do jedzenia.
- Ale my nie o tym - powiedział Harry.
- My chcieliśmy cię przeprosić - rzekł Liam.
- Po prostu jesteś jak siostra - dołączył się Niall.
- I martwimy się o ciebie - dokończył Malik.
- No dobra, wybaczam wam, ale nie zachowujcie się jakbym była jakimś niedorozwojem - rzuciłam.
- Obiecujemy! - krzyknęli uśmiechnięci i usiedli koło mnie.
Wszyscy ponownie skupiliśmy się na treningu. Kiedy Louis zobaczył koło mnie chłopaków uśmiechnął się i podniósł kciuka do góry.
***
- Nie było faulu! - powiedział sędzia, po tym jak jeden kolo z przeciwnej drużyny postawił kose mojemu bratu.Już od około 30 minut trwał mecz. Aktualny wynik to 2:1 dla drużyny brata.
- Jak to nie było?! - wykłócał się Lou.
- Po prostu nie było! - rzekł udając opanowanie.
- Ale przecież każdy na tym stadionie widział, że był - usłyszałam głos Zayna.
- No wiem, ale to przecież jest SĘDZIA KALOSZ! - ostatnie dwa słowa krzyknęłam, sędzia odwrócił w naszą stronę, a ja wskazałam na Loczka.
- Co? Ja? - spytał zdezorientowany - To ona! - wskazał na mnie.
- Cicho! - zaśmiałam się, po czym wzięłam Lux z rąk Liam'a.
Podniosłam ją na wysokość głowy i okręciłam dookoła. Mała na to zaśmiała się słodko. Na ten widok uśmiechnęłam się szeroko. Postawiłam małą na chwilę na ziem, żeby poprawić włosy i kiedy chciałam podnieść Lux, uprzedził mnie Niall i on ją wziął. Przewróciłam oczami i podeszłam do Lottie i Fizzy, które stały niedaleko. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym, porobiłyśmy sobie kilka samojebek i pośmiałyśmy się z gleb Louis'a. To naprawdę śmiesznie wyglądało. Rozumiem jakby ktoś mu kose podstawił, ale tak sam z siebie? I na dodatek było kilka takich upadków, ale już ich nie skomentuje.
- Dziewczyny, już się na grze, a nie się z brata nabijacie - powiedziała do nas mama, kiedy leżałyśmy na ziemi całe zaśmianie.
- No, ale mamo widziałaś to? Szedł, szedł i gleba - odezwałam się uśmiechnięta.
- No może było śmieszne, ale wspierajcie brata, a nie się z niego nabijacie rzekła.
- No dobra, już będziemy grzeczne - powiedziała Lottie.
Wszystkie wstałyśmy, po czym naprawdę skupiłyśmy się na grze.
***
- Tak, wygrali! - krzyknęłam, kiedy skończył się mecz.Pociągnęłam Lottie i Fizzy za ręce w stronę Louis'a. Kiedy byłyśmy już wystarczająco blisko wszystkie trzy rzuciłyśmy się na niego, tym samym wylądowaliśmy na ziemi.
- Wygrałeś! - krzyknęła Lottie.
- No, a wy się ze mnie śmiałyście - powiedział udając oburzenie.
- Bo twoje gleby były śmieszne - odezwała się Fizzy.
Louis tylko przekręcił oczami, po czym wstał i podał nam po kolei rękę żebyśmy także wstały. Kiedy stałam już na nogach, przytuliłam mocno brata, później wszystkich z drużyny, chłopaków i jeszcze dużo osób. Wszyscy byliśmy weseli z powodu wygranej. Kiedy już wszystkich przytuliłam, odwróciłam się w stronę drugiej drużyny. Stali obrażeni, wytykali nas palcami i podśmiewali się z nas. Pokazałam im znak luzera i wypowiedziałam to słowo niesłyszalnie. Oni zrobili oburzone miny, a ja zadowolona przytuliłam się ponownie do brata.
czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńwspaniały *-*
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńGówno xD
golden goose
OdpowiedzUsuńjordan shoes
vans shoes
golden goose sneakers
nike react
yeezy shoes
supreme new york
yeezy supply
supreme clothing
nike kd 11