poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 1

Jak co dzień obudził mnie budzik o 7:00 rano. Nie chętnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej ten strój i podreptałam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę i wróciłam do pokoju. Spakowałam książki do torebki i podeszłam do ściany, na której wisiał kalendarz. Skreśliłam mazakiem 21 czerwca. Jeszcze 8 dni i upragnione przez każdego wakacje. Uśmiechnęłam się pod nosem i zabierając torbę zbiegłam na dół. W domu jak zwykle nikogo już nie było. Rodzice od 6:30 w pracy. Już chciałam zrobić sobie śniadanie, gdy do drzwi ktoś zadzwonił. Szybko podbiegłam, a przed nimi zobaczyłam swoją przyjaciółkę - Kamilę.
- Dlaczego nie odbierasz telefonu? - spytała na powitanie.
- A może cześć na powitanie?
- Cześć, a więc dowiem się dlaczego nie odbierałaś komórki?
- Nie słyszałam - wzruszyłam ramionami - wejdź, zjem śniadanie i możemy iść.
- Nie zjesz śniadania. Jest 7:56. Zaraz dzwonek, musimy się pośpieszyć.
- O kurde, poczekaj, wezmę tylko torbę i możemy iść - powiedziałam i pobiegłam do kuchni.
Wzięłam torebkę, wyszłam z domu, zakluczyłam drzwi i pobiegłyśmy w stronę szkoły.
- Szybko! - krzyknęłam na przyjaciółkę.
- Nie mam takiej kondycji jak ty, a więc cicho! - wrzasnęła za mną.
Po kilku minutach już byłyśmy w szkole. Niestety już po dzwonku. Następne spóźnienie. Czwarte w tym tygodniu, a warto wspomnieć, że mamy czwartek. Pociągnęłam Kamilę za rękę i pobiegłyśmy do klasy.
- Panno Nicolo, kolejne spóźnienie w tym tygodniu... - ryknął facet od historii.
Oou... Pewnie szykuje się kazanie. Ja nic tylko nie powiedziałam, tylko usiadłam z Kamilą w naszej ostatniej ławce.
- ...jeszcze jedno spóźnienie i wezwę twoich rodziców, zrozumiałaś? - skończył swój monolog.
Dziwne, tak szybko skończył kazanie? Cud! Po prostu, cud!
- Tsaa... Chyba tak - westchnęłam.
- To dobrze. Teraz proszę do odpowiedzi.
Jezu, znowu? On nie ma już kogo pytać? Tylko ja. Masakra jakaś.
Chcąc, nie chcąc podeszłam do biurka nauczyciela i zaczęła się katorga.
- Co to jest płodozmian? - zadał pierwsze pytanie.
- Jak sama nazwa mówi, urządzenie do zmiany płci - powiedziałam, a klasa w brecht.
- Źle! Nie możesz czasami się nauczyć? Przecież każdy wie, że to system uprawy roli! - wkurzył się.
- Normalnie błysnął pan jak zespół R - westchnęłam teatralnie, klasa znów zaczęła się śmiać, a Woliński zrobił się czerwony ze złości.
- Koniec tego! Do dyrektora! - ryknął.
Tak jak powiedział, poszłam do dyrektora.
- Cześć Władziu - powiedziałam na wstępie.
- Trochę szacunku!
- No dobrze, dobrze. Dzień dobry, panie dyrektorze. Lepiej?
- Tak. A teraz powiedz mi, co cię tu sprowadza? - spytał.
- To co zwykle, pan od historii - mruknęłam.
- Co znowu zrobiłaś?
Opowiedziałam przebieg całej lekcji. Dyrektor mnie wysłuchał, coś tam jeszcze gadał, że mam być grzeczniejsza i wracać na lekcję.
Reszta lekcji minęła w porządku. Tylko 2 razy jeszcze musiałam iść do dyrektora. Pierwszy raz dlatego, że grałam na telefonie na matematyce, a drugi raz dlatego, że nawtykałam babce od WOS-u.
Lekcje skończyłam o 13:30. Po pożegnaniu z Kamilą, skierowałam się do domu. Gdy pod nim byłam, zdziwiłam się. Na podjeździe stał samochód rodziców i radiowóz. Wbiegłam do domu.
- Jestem! - krzyknęłam od progu.
- To dobrze, choć do salonu! - odkrzyknęła mama.
Tak jak prosiła, tak zrobiłam. Weszłam do salonu, a na kanapie siedziało 2 policjantów. Kobieta i mężczyzna.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie.
- Dzień dobry - odpowiedzieli.
- Ty jesteś Nicola? - spytała kobieta.
- Tak - rzekłam.
Spojrzałam na rodziców. Mama cała zapłakana, a tata trzyma ją w objęciach i sam ledwo trzyma się od uronienia łez.
- A więc musimy ci coś powiedzieć - zaczął mężczyzna.
- Niech pan poczeka. Ja to powiem - rzekł tata - nie jesteś naszą biologiczną córką - powiedział po chwili.
- Co?! - wydarłam się, a 'mama' jeszcze bardziej zaczęła płakać - ale jak to?!
- Kiedy miałaś rok zostałaś porwana - poinformował mnie policjant - twoja prawdziwa rodzina mieszka w Anglii, a dokładniej w Doncaster.
Moje oczy zaszkliły się. Mieszkałam z nimi przez kilkanaście lat, a tu nagle dowiaduję się, że oni nie są moimi prawdziwymi rodzicami. Spojrzałam na nich.
- Nienawidzę was! Słyszycie?! Nienawidzę! Jesteście dla mnie nikim! - krzyknęłam w ich stronę i usiadłam na ziemi zasłaniając dłońmi twarz.
Chwilę później poczułam jak ktoś chce mnie przytulić. Podniosłam głowę i ujrzałam 'mamę'. Szybko od niej odskoczyłam.
- Nawet nie waż się mnie dotykać! - wrzasnęłam.
- Ale... - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Nie ma żadnego ale!
- Jest jeszcze jedna sprawa - zaczęła policjantka - musisz się przenieść do Anglii, do swojej prawdziwej rodziny.
- Kiedy? - spytałam po chwili.
- Najlepiej jak najszybciej - powiedział mężczyzna.
- Mogę nawet dzisiaj - zapewniłam.
- To dobrze. Wszystko załatwimy i przyjedziemy po ciebie o 17:30 - powiedziała kobieta, ja kiwnęłam głową, a oni wyszli z domu.
Zanim pobiegłam do swojego pokoju, posłałam jeszcze pełne pogardy spojrzenie 'rodzicom'. Kiedy byłam już w pokoju, wytarłam słone łzy, które nadal płynęły po moich policzkach i wyciągnęłam z szafy 2 wielkie walizki. Wpakowałam do nich połowę moich ciuchów. Nie wiedziałam gdzie spakować resztę. To były moje jedyne walizki. Postanowiłam więc pójść do galerii handlowej. Pomyślałam, że muszę jeszcze o wyprowadzce powiedzieć Kamili.
Szybko wykręciłam jej numer i już po kilku sygnałach z nią rozmawiałam.
- Cześć Kamila, muszę z tobą porozmawiać.
- Cześć. Jasne, to gdzie się spotkamy? - odpowiedziała.
- Muszę coś kupić w galerii, może tam?
- Jasne, to za 10 minut przy wejściu.
- Okej, to cześć - powiedziałam i rozłączyłam.
Nie miałam ochoty się przebierać, a więc zostałam w tym co miałam na sobie i wyszłam.
Po 10 minutach byłam już pod galerią. Kamili jeszcze nie było. Chwilę na nią poczekałam, ale zaraz się zjawiła.
- Cześć. To o czym chciałam porozmawiać? - spytała.
- Chodź może najpierw do naszej kawiarenki, tam ci wszystko powiem - rzekłam, a ona pokiwała głową w geście zgody.
Skierowałyśmy się, jak powiedziałam, do kawiarenki. Zamówiłyśmy sobie szarlotkę z lodami waniliowymi i usiadłyśmy przy stoliku.
Postanowiłam powiedzieć jej bez owijania w bawełnę.
- Wyprowadzam się - powiedziałam i czekałam na jej reakcje.
- Hahahaha - zaczęła się śmiać - dobry żart.
- Ale to nie jest żart, ja na prawdę się wyprowadzam.
Gdy to powiedziałam Kamila od razu się uspokoiła.
- Ale jak to? - spytała.
Opowiedziałam jej wszystko co się stało po powrocie z domu.
- Ale ty nie możesz się wyprowadzić! - powiedziała.
- Ale nie mogę zostać.
- Dlaczego?
- Po pierwsze, bo nie chcę mieszkać pod jednym dachem z nimi, a po drugie dlatego, że muszę wyjechać do Anglii - rzekłam.
- To co z naszą przyjaźnią?
- Jest jeszcze Twitter, Facebook, Skype. Damy radę - powiedziałam.
- Ale to nie to samo! - krzyknęła zwracając uwagę innych.
- To co mam zrobić?! Zostać tutaj i mieszkać pod jednym dachem z nimi?! - również krzyknęłam.
- Na przykład. Nie zapominaj kto cię wychowywał przez te lata!
- A ty nie zapominaj dlaczego! - wrzasnęłam.
- Wiesz co, sądzę, że nasza przyjaźń się skończyła! Znajdę sobie lepszą przyjaciółkę, która nigdy mnie nie zostawi!
Ja natomiast nic nie powiedziałam, tylko pozdrowiłam ją środkowym palcem i wkurzona wyszłam z kawiarenki.
Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Taka z niej przyjaciółka?! Myślałam, że będzie mnie wspierać, a ona myśli tylko i wyłącznie o sobie! Ale trudno, muszę skończyć ten rozdział! A pierwsze co zrobię to wyrzucę bransoletkę. Dostałam ją w moje 12 urodziny. Są jej dwie połówki, jedną ma Kamila. Gdy się je się złączy pisze na nich 'Friends Forever'. Tsa... Dupa, a nie przyjaźń na zawsze.
Zdjęłam bransoletkę z nadgarstka, wrzuciłam ją do kosza i tak jak planowałam poszłam do sklepu, gdzie można kupić walizki. Ekspedientka pokazywała mi różne modele, ale wybrałam trzy takie same jakie mam w domu, czyli wielkie białe, a nich są fioletowe, czarne i różowe kwiaty. Nie wiedziałam teraz jak je wziąć, ale na szczęście jakoś sobie poradziłam. Dowlokłam je tam gdzie stoją taksówki, wsiadłam do jednej i pojechałam do domu.
***
Po około 5 minutach, byłam już w domu. Zapłaciłam kierowcy i ze swoimi walizkami weszłam do środka. Od razu weszłam do swojego pokoju i spakowałam resztę ubrań. Wszystkie ciuchy, buty i torebki zmieściły mi się w cztery walizki. Została jeszcze jedna. Spakowałam do niej prostownice, laptopa, różne ładowarki, kosmetyczkę i inne duperele. Kiedy skończyłam się pakować była 16:23. Ale szybko ten czas minął. Chwyciłam ubrania, które zostawiłam sobie na podróż i poszłam do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic, ubrałam się, uczesałam i wróciłam do pokoju. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam godzinę. 16:57. Jeszcze mam trochę czasu. Wzięłam torebkę i włożyłam do niej telefon, iPod'a, chusteczki, błyszczyk etc. Gdy już wszystko było spakowane usiadłam na łóżku. Rozmyślałam nad tym jak teraz będzie wyglądało moje życie? Co jak tam mnie nie polubią? Czy zaklimatyzuię tam? Moje rozmyślanie przerwał policjant, który wszedł do mojego pokoju.
- Możemy już jechać? - spytał, a ja tylko kiwnęłam głową.
Wstałam z łóżka i już chciałam wziąć moje walizki, ale mężczyzna mnie zatrzymał.
- Ja to wezmę - powiedział uśmiechnięty, co odwzajemniłam.
Nie żegnając się z 'rodzicami' wyszłam z domu i weszłam do samochodu.
***
Po około 30 minutach byłam już na lotnisku. Policjanci pomogli mi z walizkami. Podziękowałam im grzecznie i poszłam na odprawę. Po kilku minutach już wzbijałam się w niebo. Od zawsze bałam się startowania i lądowania, dlatego kiedy poczułam, że się wzbijamy w powietrze od razu zamknęłam oczy i wbiłam paznokcie w fotel i czekałam, aż będziemy lecieć na tej samej wysokości. Po chwili usłyszałam głos stewardessy, która mówiła, że można już odpiąć pasy. Sięgnęłam po torebkę i wyjęłam z niej iPod'a. Włączyłam piosenkę Olly Murs - Dance with me tonight i puściłam, aby leciała w kółko.

środa, 26 grudnia 2012

Prolog


Myśleliście kiedyś jak to jest w wieku 13 lat dowiedzieć się, że rodzina, z którą dotąd żyłaś jest dla ciebie zupełnie obca? Że swoją biologiczną rodzinę masz daleko za morzem? Że zostałaś porwana? Nie? Ja też. Wydaje się jakby to był wycięty wątek z jakiegoś filmu. Jednak takie jest moje życie. W jeden dzień wszystko obróciło się do góry nogami...