piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 41

Skończyłam! Przepraszam, że tak późno, ale dzisiaj pojechałam spontanicznie do babci z ciocią i nie miałam jak wcześniej dodać. c;
KOMENTOWAĆ! <3

'Co oni ode mnie chcą?' - pomyślałam i akurat Louis zaczął mówić.
- Niki, po pierwsze, dlaczego nie było cię w szkole? - spytał.
- Bo byłam gdzieś indziej? - zadałam pytanie.
- A możemy wiedzieć gdzie? - odezwał się Liam.
- Yyyyyy.. Nie? A skąd niby wiecie, że mnie nie było?
- Bo byłem u ciebie w szkole! Dlatego! - warknął - ale zresztą przyszliśmy tutaj z innego powodu...
Louis zaczął coś do mnie mówić, ale zupełnie go nie słuchałam. Zaczęłam tykać mojego psa, a ten warczał na mnie. Rozbawiona złapałam go za ogon, a ten mnie uchlał!
- O jaki z ciebie frajer mały! - krzyknęłam.
Następnie złapałam za ucho i sama go ugryzłam.
- No i masz za swoje - powiedziałam, kiedy pies zaczął uciekać z pokoju - więc co chcecie?
- No przecież Louis wszystko ci wytłumaczył - rzekł z wyrzutem Niall, na co wzruszyłam ramionami - oh, chcieliśmy cię przeprosić.
- Co? - spojrzałam zszokowana na blondyna.
- No przepraszamy. Naprawdę, myśleliśmy, że nas okłamujesz, ale ten telefon.. On nam pokazał, że jesteś prawie niewinna - odezwał się Liam.
- Jaki telefon?
- Zadzwoniła do ciebie ta cała Vanessy. Powiedziała, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze coś wymyśli i znowu ci się dostanie. Tylko nie przewidziała tego, że to nie ty odbierzesz - wytłumaczył Zayn.
- I tylko dlatego tutaj jesteście, bo od niej dowiedzieyrliście się wszystkiego?
- Nie.. Nie no, nie dlatego. Chcieliśmy się już pogodzić. Ta nasza kłótnia za długo trwa - powiedział Louis.
- Jakbyście mi uwierzyli to by jej nie było.
- No tak, ale ty też nie jesteś bez winy. To ty ją uderzyłaś - rzekł Harry.
- Bo mnie oblała shake'iem bez powodu! - burknęłam.
- No dobra, nie ważne. Pogódźmy się już.
- No właśnie - poparł Liam'a, Nialler.
Wstałam z łóżka i każdego przytuliłam. Na końcu został Louis. Na niego wskoczyłam i oplotłam nogi wokół pasa, mocno się wtulając jego w ciało, a rękoma objęłam jego szyję.
- Brakowało mi tego - szepnął mi do ucha Lou - kocham cię, skrzacie.
- Ja ciebie też, Boo.
- Chodźmy na dół. Kupiłem dzisiaj nową grę na Xbox'a. Dance Central - zapiszczał podniecony Harry i wybiegł z pokoju.
Zaraz za nim pobiegli reszta chłopaków. Łącznie z Louis'em, który próbował wyprzedzić, dlatego zjechał po poręczy, ale nie zdążył się zatrzymać, więc wylecieliśmy przez inną poręcz i wylądowaliśmy na kanapie. Tyle, że ja leżałam pod Boo.
- Zejdź ze mnie - powiedziałam płaczliwym tonem - ciężki jesteś.
- Wcale, że nie - burknął.
- Wcale, że tak. Zgniatasz mnie swoim cielskiem.
- Nie lubię cię - zszedł ze mnie i obrażony poszedł do salonu.
- Bo ty mnie kochasz! - krzyknęłam za nim.
Wstałam z kanapy i podskokach skierowałam się do kuchni. Otworzyłam półkę ze słodyczami i wyjęłam z niej pudełko ciasteczek, a następnie poszłam do salonu. Na kanapie siedzieli Zayn, Liam, z Danielle na kolanach, Louis i Eleanor. Natomiast Harry i Niall już tańczyli przed telewizorem. Podeszłam do Zayn'a i wdrapałam się na niego kolana, zajadając się ciasteczkami. Inni widząc je, rzucili się na mnie i zaczęli wyjadać z opakowania. Krzyczałam, żeby mnie zostawili, ale oni zrobili to dopiero wtedy, kiedy w pudełku nic nie było.
- No wiecie? Nawet okruszka mi nie zostawiliście! Frajerzy z was! - zrobiłam smutną minkę.
- Życie - rzucił Zayn, a ja spojrzałam na niego z mordem w oczach.
Siedziałam obrażona, dopóki Louis nie westchnął i nie przyniósł mi innych ciastek. Jak na dobrego braciszka przystało, zakazał innym zabrania mi ich, bo są tylko moje.
- Dziękuję Boo - uśmiechnęłam się do niego.
Chłopak odwzajemnił gest, po czym wrócił na swoje miejsce.
Przez resztę wieczoru graliśmy w różne gry. W końcu wszyscy zaczęli się rozchodzić. Dziewczyny pojechały do domu, a chłopaki poszli do swoich pokoi. Nikt nawet nie kazał mi iść spać. Dziwnie. Wyłączyłam telewizję i Xbox'a i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam tylko piżamę i skierowałam się do łazienki. Jednak drzwi były zamknięte, a z środka wydobywały śpiew Liam'a i szum wody. Nie chciało mi się iść na dół do łazienki, więc usiadłam na pod drzwiami. Siedziałam tam nieokreślony, bardzo długi czas, że aż nie wiem kiedy zasnęłam opierając się o drzwi.
***
Obudziłam się rano w swoim łóżku. Dziwne, nie pamiętam, żebym się kładła. Spojrzałam na siebie. Zobaczyłam, że mam na sobie za dużą koszulkę Louis'a, stanik i majtki. Skrzywiłam się. Któryś z tych frajerów. Wzdrygnęłam. po czym zerknęłam na zegarek. 7:47. Wyskoczyłam z łóżka i poszłam do pokoju brata. Smacznie sobie spał.
'Głupio by było, gdyby go ktoś teraz obudził' - pomyślałam.
Wzięłam rozbieg i skoczyłam na mojego Boo, siadając mu na brzuchu. Chłopak jęknął, otworzył jedno oko, po czym je zamknął z lekkim uśmiechem na buzi.
- No, Louis, no. Głodna jestem.
Chłopak nic mi nie odpowiedział, nadal udawał, że śpi. Podniosłam rękę do góry, z zamiarem spoliczkowania go w ramach próby uzyskania odpowiedzi, kiedy chłopak się odezwał.
- Jeśli twoja ręka tylko dotknie mojego policzka, nie chciałbym być tobą.
- Ale ja chciałam ci dać buziaka w policzek - wymamrotałam pośpiesznie.
- I dlatego twoja ręka znajdowała się na górze?
- A skąd ty to w ogóle wiesz, że moja ręka była w górze? Cały czas masz zamknięte!
- Znam cię już dość długo. Wiem do czego jesteś zdolna. Ale skoro, jak uważasz, chciałaś dać mi buziaka, poproszę - popukał palcem w policzek.
- Zmieniłam już zdanie. Nie ogoliłeś się i w ogóle.
- No dawaj - otworzył oczy - jednego, w policzek. Dla najwspanialszego brata na świecie.
Przekręciłam oczami, ale dałam mu buziaka w policzek.
- Zadowolony? - spytałam, a ten pokiwał głową.
- Chodź dalej spać - wskazał na miejsce obok siebie.
- Ale ja chyba do szkoły muszę iść, c'nie? - rzuciłam.
- Nikt ci nie powiedział? - spytał chłopak marszcząc brwi.
- O czym? - zrobiłam zdziwioną minę.
- Dzisiaj nie idziesz do szkoły. Przecież musimy lecieć do Nowego York'u - w tym momencie byłam jeszcze bardziej zdziwiona - no mamy koncert na Madison Square Garden - jego oczy zabłyszczały.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
- Fuck. No to gratulacje! - krzyknęłam przytulając Boo.
- Dzięki, to takie nierealne, c'nie?
- No, ale na pewno dacie radę. Będę trzymała kciuki - uśmiechnęłam się.
- Dobra, a teraz chodź spać. O 12 mamy samolot. Koncert za 2 dni.
- Kiedy? - zerwałam się na równe nogi - człowieku, ja nie jestem spakowana!
Pobiegłam do swojego pokoju, jednak już po chwili wróciłam do pokoju brata.
- Gdzie są moje walizki? Nie ma ich w garderobie.
- W piwnicy, na półce po lewej stronie.
Pobiegłam do piwnicy. Na początku nie byłam pewna czy tam zejść, ale w końcu się zdecydowałam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jednak mamy pralki. Trzy stały pod ścianą po prawej stronie. A się kiedyś zastanawiałam, gdzie oni robią pranie.
Wyjęłam jedną walizkę i wróciłam do pokoju. Zaczęłam pakować ubrania. Po długim zastanawianiu co wziąć, w końcu wszystko miałam włożone i ułożone w kosteczki. Do kosmetyczki wrzuciłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i również wrzuciłam do walizki. Po kilku minutach udało mi się ją zamknąć. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał na kilka minut po 10. Zerwałam się na nogi i w pokoju zaczęłam się przebierać. Wyciągnęłam torbę z pokoju i stanęłam koło schodów. Usiadłam na niej i po prostu zjechałam.
- Niki, co ty robisz? - spytał Li, kiedy leżałam plackiem na ziemi, a walizka na mnie.
Wzruszyłam ramionami i zepchnęłam nią ze mnie. Wstałam i wręczyłam walizkę chłopakowi. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Harry'ego, który na szybko robił kanapki. Zwinęłam mu jedną i zaczęłam jeść.
- Gdzie reszta? - spytałam.
- Już pojechała. My jedziemy drugą turą.
Włożył kanapki w pojemnik, który wrzucił do swojej torby. Następnie wrzucił tam dużo słodyczy i zajrzał do lodówki.
- Co chcesz do picia?
- Wodę niegazowaną.
Włożył ją do torby, po czym zakładając ją na ramię, zaczął popychać do drzwi. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu koło Liam'a. Natomiast koło mnie usiadł Hazz. Z przodu na miejscu pasażera siedział Paul, a kierowcą był ktoś mi nieznany.
***
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na lotnisku. Przed lotniskiem stało około 30 fanek chłopaków, które kiedy tylko zobaczyły Harry'ego i Liam'a zaczęły piszczeć i otoczyły nas. Nagle koło nas pojawił się Andy, Preston i jakiś inny ochroniarz, którego nie znałam. Zaczęli odganiać od nas fanki, w tym mnie.
- Ej, co jest? - spytałam, kiedy Preston zaczął mnie oddalać od chłopaków - Preston, zostaw mnie!
- To, że wiesz jak mam na imię nie znaczy, że możesz do mnie po imieniu mówić.
- Ale sam mi pozwoliłeś! - powiedziałam - Liam! Pomóż mi!
Chłopak odwrócił się, słysząc mój głos.
- Preston, to jest Niki! - krzyknął.
Ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się przepraszająco.
- Sorry, nie poznałem cię - przepuścił mnie.
- To i tak nie znaczy, że ci wybaczę - mruknęłam i ze skrzyżowanymi rękami poszłam do wejścia na lotnisko.
Zaczęłam iść za Harry'm, a Li za mną. Po chwili zatrzymaliśmy się koło reszty chłopaków, El, Pezz, Dan, Lou i Lux. Wymamrotałam ciche 'cześć', po czym usiadłam na krzesełku.
- Boo, oddasz mi mój telefon? - spytałam po chwili.
Chłopak wyjął go z kieszeni, po czym podał mi go i wrócił do rozmawiania. Szybko go włączyłam i uśmiechnęłam się widząc na tapecie całą moją rodzinkę. Wyciągnęłam z kieszeni zgiętą kartkę z numerem Lil, zapisałam go i wysłałam sms'a. Przez następne 15 minut pisałam z nią, dopóki Paul nie poinformował samolocie. Chłopaki wzięli walizki i zaczęliśmy kierować się na odprawę. Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w samolocie, na swoich miejscach w różnych częściach samolotu. Na samym początku, po lewej stronie siedzieli Li, Dan i Nialler. Trzy rzędy dalej po prawej stronie siedzieli Lou, Lux i starsza pani. Rząd za nimi po środku siedzieli Zayn, Pezz i Paul. Zaraz za nimi Boo, El, Hazz. Na samym końcu po lewej stronie siedziałam ja. Po moich oby dwóch stronach siedziało jakieś małżeństwo. Obydwoje na oko mieli ponad 40 lat. Ciągle krzyczeli na siebie. Z załamaną miną zatrzymałam stewardessę.
- Są jeszcze inne, wolne miejsca? - spytałam z nadzieją.
- Przykro mi, ale nie - odpowiedziała mi i odeszła.
- Bob, podaj mi maść na mój wrzód! - krzyknęła kobieta.
Grubszy mężczyzna wstał, odwracając się do mnie tyłkiem, zaczął grzebać w torbie w półce w ścianie samolotu. Skrzywiłam się i spojrzałam przed siebie. Po chwili podał maść kobicie, ale ona kazała mu posmarować. Pokrzyczeli na siebie, a następnie mężczyzna zaczął przechodzić przede mną. Oczywiście nie obyło się bez zahaczenia tyłkiem o moją twarz. Od razu bardziej wbiłam się w fotel i czekałam, aż ten cholerny lot się zacznie i będę mogła pójść do Louis'a.
Po kilkudziesięciu minutach mogliśmy odpiąć pasy. Czym prędzej to zrobiłam i wręcz pobiegłam do brata.
- Co tu robisz? - spytał, kiedy usiadłam mu na kolanach.
- Błagam, nie każ mi tam wracać. Ja tam nie wytrzymam tych kilku godzin. Proszę, pozwól mi zostać tutaj z wami.
Chłopak odwrócił się i zaczął się śmiać na widok moich sąsiadów w czasie lotu. Zaraz za nimi spojrzała pozostała dwójka i również się zaczęła śmiać.
- To nie jest śmieszne! Ja tam nie chcę wracać!
- Nie no, spokojnie. Teraz będziesz z nami siedziała, jak będzie lądowanie to tam wrócisz - rzekł Lokers.
Posłałam mu wdzięczne spojrzenie i rozsiadłam się na bracie.
- Więc, co będziemy robić? - spytała El.
- Ja wiem - rzekł ucieszony Boo.
Zaczął grzebać w swoim plecaku. W końcu wyjął z niego dwie PSP
- Fifa - pisnął.
Chcąc, nie chcąc zgodziłam się tak jak pozostała dwójka. Louis podał mi jedno urządzenie, drugie Hazzie, połączyliśmy się jakoś, żebyśmy mogli grać przeciwko sobie i zaczęła się zabawa. Nie byłam jakoś specjalnie uzdolniona w tego typu grach, dlatego Boo pomagał mi co jakiś czas, na co Styles krzyczał, żebyśmy nie oszukiwali. W końcu tak czy siak, wygrałam. I to nawet nie przeze mnie. Ten idiota pomylił bramki i wbił sobie samobója. Myślałam, że się tam zesikam ze śmiechu, kiedy Loczek zrobił się czerwony ze złości, tupnął nóżką i oddał swoje urządzenie Eleanor. Stwierdził, że już nie będzie grał, bo to przeze mnie. Nie wiem jakim sposobem miałaby być to moja wina no, ale okej. Hazzy nikt nie zrozumie.
Przez kolejną godzinę graliśmy na PSP, dopóki się nie rozładowały. Później Lou wyjął ze swojego plecaka kolorowanki i kredki o ludziach z bajek. Stwierdził, że to z myślą o mnie. Przekręciłam oczami, ale wzięłam je od brata. Do końca lotu kolorowałam obrazki, Boo rozmawiał z El i co jakiś czas szturchał mnie łokciem, żebym wyszła za linię. Idiota. Natomiast Hazz zasnął z otwartą buzią. Nie mogłam zrobić nic innego jak włożyć mu do buzi jabłko, które wyjęłam z jego plecaka. Nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia i oczywiście dziwnych spojrzeń innych pasażerów lotu.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 40

Nowy rozdział. Czytać i komentować. Kocham Was. <3

Tydzień później
Obudził mnie budzik równo o 8. Niechętnie wstałam z łóżka z myślą, że dzisiaj wracam do szkoły. Jedyna rzecz jaka mnie cieszyła to fakt, że będzie tam Lilly. Od czasu rozmowy w MSC, codziennie się spotykałyśmy na kilka godzin. Na razie traktuję ją jak dobrą koleżankę, ale kto wie, może niedługo stanie się przyjaciółką.
Z chłopakami nadal jestem pokłócona i jak na razie nie widać, żeby miało to się zmienić. Mimo kilku prób przekonania ich do mojej racji, nie dają sobie tego wpoić. Ciągle myślą, że to wszystko moja wina.
Weszłam do szafy, z której wybrałam sobie ubrania.
'Może powinnam wziąć jeszcze kurtkę' - pomyślałam sobie, patrząc na strój, ale już po chwili wyrzuciłam tą myśl z mojej głowy.
Następnie skierowałam się do łazienki. Szybko odbyłam poranną toaletę, po czym zbiegłam na dół. Skrzywiłam się widząc w kuchni chłopaków i Eleanor. Nic nie mówiąc, zgarnęłam jabłko i przegryzając je, poszłam do szkoły.
***
Po kilkudziesięciu minutach dotarłam pod budynek szkoły. Weszłam do środka i od razu poczułam na sobie wzrok uczniów. Nie zwracając na to zbytniej uwagi, przeszłam przez korytarz jak królowa i dotarłam do szafki. Wyjęłam z torebki niepotrzebne książki i zeszyty, została tylko matematyka. Trzasnęłam szafką i skierowałam się pod odpowiednią klasę. Na parapecie siedziała Lilly. Nie zastanawiając się długo podeszłam do niej.
- Cześć - usiadłam obok.
- O hej. Co tam u ciebie? - spytała uśmiechając się przyjaźnie.
- No wiesz, myślę, że niektórzy się mnie tutaj boją - powiedziałam wskazując na młodsze roczniki, które wlepiały we mnie przerażone oczy.
- No tak. Wszyscy gadają, że dzisiaj wracasz. Podobno kilka osób nie przyszło z tego powodu do szkoły.
- Naprawdę? Aż tak jestem przerażająca? - spytałam zdziwiona.
- Yup, dla nich najwyraźniej tak.
- No to od teraz jestem Nicola Aleksandra Postrach Młodszych Roczników Tomlinson - zaśmiałam się.
- Nie zmieści się w żadnych dokumentach - potrząsnęła głową Lilly.
- No to Nicola Aleksandra PMR Tomlinson. Krótsze i chyba już się zmieści.
- Będę trzymała o to kciuki.
- Oh, dziękuję. Jestem ci wdzięczna.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Nie minęła minuta, a koło drzwi pojawiła się nasza wychowawczyni. Wpuściła wszystkich do klasy. Usiadłam na swoim stałym miejscu, a Lilly oczywiście koło mnie.
- Dzień dobry młodzieży. Nicola, widzę, że wróciłaś. Mam nadzieję, że miałaś dużo czasu na przemyślenia.
- No tak. Doszłam do wniosku, że Smith do głupia krowa, która tylko kłamie, że Lilly jest naprawdę zajebista i, że osobniki, z którymi mieszkam to stuprocentowi frajerzy.
- Nie takie przemyślenia mi chodziło. Miałam na myśli twoje zachowanie.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Ja bym miała inne zdanie.
- Dobrze, cieszę się, ale proszę pani, przez moje krótkie wakacje, wypoczęłam sobie. Proszę, żeby pani mi nie psuła humoru.
- Jakie wakacje? To było zawieszenie w prawach ucznia, nie wakacje.
- Ja to inaczej odebrałam. Doszłam do wniosku, że dyrektor stwierdził, że się zbyt przemęczam i dał mi dwa tygodnie wolnego - powiedziałam, a Lilly zachichotała.
Moja wychowawczyni tylko pokręciła głową, a następnie zaczęła prowadzić lekcję. Natomiast ja i Lilly zaczęłyśmy rozmawiać. Oczywiście co jakiś czas naszą rozmowę przerywała pani Bullock.
- Nicola, Lilly możecie przestać rozmawiać? - krzyknęła już zdenerwowana nauczycielka.
- Nie? - powiedziałyśmy chórem.
- W takim razie macie po uwadze.
- Oh, Niki, co my teraz zrobimy? - spytała mnie Lilly udając strach.
- Wiem! Zmienimy imiona, ja będę Esteban Julio Ricardo Montoya De la Roza Ramirez, ty Diyego Marko Jozefin Marsela  i wyjedziemy do Hiszpanii prowadzić hodowlę biedronek - powiedziałam, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Dziewczyny, mam was dość! - krzyknęła nauczycielka, a my jeszcze bardziej zaczęłyśmy się śmiać - koniec tego! Zabierajcie swoje rzeczy i za drzwi!
Śmiejąc się, zaczęłam wrzucać do torby moje rzeczy z ławki podobnie jak Lilly. Nadal nie mogąc się opanować, wyszłam z klasy, a za mną Carter.
- O mój Boże. Z czego my się śmiejemy? - spytała mnie dziewczyna.
- Nie wiem. Dobra, spokój.
Popatrzyłyśmy na siebie, nie wytrzymałyśmy i ponownie zaczęłyśmy się śmiać tak, że leżałyśmy na ziemi. Po kilku minutach już doszłyśmy do siebie. Wstałam z podłogi, otrzepałam spodnie i spojrzałam na Lilkę.
- Co robimy? - spytała.
- Ja bym się tak zerwała z reszty lekcji.
- Dobra, to cho - powiedziała.
Najpierw rozdzieliłyśmy się do swoich szafek. Ze swojej wyjęłam tylko paczkę gum i skierowałam się do drzwi, gdzie czekała na mnie Lilly. Wyszłyśmy z budynku i najpierw poszłyśmy do Starbucksa. Ja wzięłam waniliowe Frappuccino, a Lilka latte z bitą śmietaną.
- Imiona - powiedział chłopak stojący zza ladą.
Wymieniłam z Lilly znaczące spojrzenia, po czym powiedziałam:
- Esteban Julio Ricardo Montoya De la Roza Ramirez.
- A ja Diyego Marko Jozefin Marsela.
Spojrzałam z widocznym rozbawieniem na chłopaka, który co rusz otwierał usta, ale po chwili je zamykał nie wiedząc co powiedzieć. W końcu odchrząknął.
- Nie ma tak! Podawać mi swoje imiona! Raz, dwa! - krzyknął z uśmiechem na buzi.
- Oh, no dobra. To ja jestem Diyego Marko Jozefin Marsela, a ona Esteban Julio Ricardo Montoya De la Roza Ramirez. Masz nas - mruknęłam.
- Eh, no niech wam będzie - zaśmiał się i odszedł.
Po kilku minutach dostałyśmy swoje napoje. Na moim napisane było 'Diyego Marko Jozefin Marsela', a na Lilki 'Esteban Julio Ricardo Montoya De la Roza Ramirez'. Uśmiechnęłyśmy się do sprzedawcy, zapłaciłyśmy, a następnie wyszłyśmy z budynku.
- Co teraz? - spytała mnie koleżanka.
- Chłopaków nie ma w domu, są w pracy, możemy iść do mnie - zaproponowałam, a a Lilly pokiwała ochoczo głową na zgodę.
***
Skierowałyśmy się do mojego domu. Byłyśmy tam już po około godzinie.
- Jezu, dlaczego twój dom jest tak daleko? - spytała mnie Lilly.
- Też sobie to pytanie zawsze zadaję. Chciałabym mieszkać gdzieś w centrum, nie na obrzeżach - powiedziałam otwierając drzwi.
- Przynajmniej nie masz tutaj żadnych reporterów.
- Prawda, ale to tutaj to jest nudna dzielnica. Nigdy nic się nie dzieje.
Weszłyśmy do domu, gdzie dopadł nas mój pies.
- Hej Shila - powiedziała Lilly głaszcząc ją - co tam malutka?
- Skąd wiesz jak się nazywa? - spytałam zdziwiona.
- Jestem directioner, kobito! - rzuciła dziewczyna nie przestając głaskać psa.
- Yhym - nagle ktoś odkaszlnął.
Oby dwie podniosłyśmy głowy do góry. Eleanor.
- Co ty tutaj.. robisz? - zająkałam się.
- Zastanawiam się, dlaczego nie ma was w szkole - powiedziała zakładając ręce na piersi.
- Bo tak jakby się zerwałyśmy. Proszę, nie mów nic chłopakom - złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Dobra, spokojnie, nic nie powiem - zaśmiała się.
- Naprawdę? - spytałam, na co ona pokiwała głową - dziękuję.
- Nie ma za co. Chodźcie, mam pizze.
Dziewczyna mojego brata zniknęła w salonie, a Lilly stanęła przede mną.
- Mówiłaś, że ona jest głupia - mruknęła.
- Bo do tej pory jej nie lubiłam, teraz przez tą akcję tak jakby zobaczyłam ją w innym świetle. Jakbym nagle zaczęła ją lubić. Chodź już, bo nam pizza wystygnie.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam do salonu. Na kanapie siedziała Eleanor, a na stole leżało wielkie pudełko pizzy.
- Wow, ale ładny salon - odezwała się z zachwytem Lilka rozglądając dookoła.
- No, śliczny jest - potwierdziła Eleanor - ale jeszcze nie widziałaś kuchni i łazienek. To dopiero jest piękne.
- No i jeszcze basen. Taki wielki i w ogóle - wtrąciłam się.
Razem z Lilly usiadłam na kanapie, wzięłyśmy po kawałku pizzy i we trójkę zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym.
***
- Dobra, ja się będę zbierała - powiedziała nagle Lilly, kiedy oglądałyśmy 'Diabeł ubiera się u Prady'.
- Już, dlaczego? - spytałam.
- Już skończyliśmy lekcje, a ja nic nie wspominałam bratu, że nie wrócę od razu do domu. Będzie się denerwował.
- On też ma syndrom nadwrażliwego brata? - spytała El.
- Taa, niestety - westchnęła dziewczyna, wstając z kanapy.
Odprowadziłam Carter do drzwi i wróciłam na swoje miejsce. Oglądałyśmy film w ciszy, kiedy nagle odezwała się dziewczyna brata.
- Niki?
- Hm? - spojrzałam na nią.
- W końcu jest spokojnie? Spór zakopany? - spytała z nadzieją.
- Yyy.. nie.
- Oh, a myślałam, że skoro sobie normalnie rozmawiałyśmy i razem oglądamy film to... - nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Eleanor, przecież żartowałam. Naprawę, przepraszam, że cię tak traktowałam, ale po prostu bałam się, że mi brata zabierzesz - powiedziałam przygryzając wargę.
- Naprawdę? I dlatego mnie nie tolerowałaś?
- Yhy. Naprawdę, przepraszam. Wybaczysz mi?
- Tak, no jasne, że tak. I pamiętaj, ja nie będę robiła nic, żeby zaszkodzić relacją twoim i Louis'a.
- Tej relacji chyba już nic nie może zaszkodzić. On ma mnie gdzieś - mruknęłam spuszczając głowę.
Naprawdę, nagle zaczęło mi go brakować. Tak samo jak reszty chłopaków.
- Uwierz mi, nie długo wszystko wróci do normy - powiedziała uśmiechając się tajemniczo.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? Chłopaki mi nie wierzą.
- Uwierz mi, jeszcze w przeciągu kilku dni będziecie w normalnych stosunkach.
- Oby - westchnęłam i wróciłam do oglądania filmu.
***
Po kilkunastu minutach film się skończył. Spojrzałam na zegarek. 14:16.
- Kurde - mruknęłam, biegnąc do mojego pokoju.
Wyrzuciłam wszystko z mojej białej torebki, a do środka wrzuciłam spodnie dresowe, luźną bluzkę i vansy, a następnie w zbiegłam na dół. Zaczęłam zakładać moje emu, w tym samym czasie co zdjęłam kamizelkę, a jej miejsce zajęła brązowa kurtka.
- Co się stało? - spytała mnie Eleanor.
- Zapomniałam! Mam dzisiaj lekcję tańca! Zapomniałam o nich!
- Oh, może cię cię podwieźć? - spytała.
- Jeżeli chcesz to tak.
Eleanor założyła buty i płaszcz, po czym chwytając kluczyki od swojego Mini Cooper'a, otworzyła drzwi. Wyszłam zaraz za nią, zamknęłam drzwi i weszłyśmy do samochodu.
***
Po kilkunastu minutach dojechałyśmy pod moją drugą szkołę.
- Naprawdę, dziękuję El - powiedziałam uśmiechając się.
- Nie ma za co. Lepiej powiedz, o której kończysz. Przyjadę po ciebie.
- O 17. Naprawdę dziękuję. Pa, pa.
Sprawnie wyskoczyłam z samochodu i weszłam do budynku. Skierowałam się do szatni, gdzie była reszta grupa.
- Cześć wam - uśmiechnęłam się.
- No hej! - krzyknęło chórem dokładnie 33 osoby.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam się przebierać rozmawiając z innymi. Kiedy wszyscy byli już przebrani, poszliśmy na salę. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast pana Eric'a, stała Dani.
- Cześć grupo! - krzyknęła jak zawsze uśmiechnięta - dzisiaj zastąpię Eric'a. Szybko, robimy rozgrzewkę.
Wszyscy zaczęliśmy się rozciągać. Po 20 minutach Dani zakończyła ją i kazała ustawić.
- Teraz będziemy ćwiczyć cały czas wasz układ! Konkurs już za niecały tydzień! Nie możemy się ociągać! Zrozumiano?
- Tak! - krzyknęliśmy chórem na słowa Danielle.
Peazer włączyła muzykę, a my zaczęliśmy tańczyć i tak przez następne 2 godziny.
***
Zmęczona usiadłam na ławce w szatni. Te dwie godziny naprawdę mnie wymęczyły. Spojrzałam na Alan'a, który pił wodę. Od razu wstałam i podeszłam do niego, uśmiechając się słodko.
- Alan, wiesz jak ja cię uwielbiam? - spytałam, a ona niepewnie kiwnął głową - dasz mi się łyknąć?
- Masz - podał mi butelkę.
Skinęłam głową w podziękowaniu i zaczęłam pić i pić i pić. Kiedy już skończyłam okazało się, że nie ma nic w butelce. Ups.
- Ej, wydoiłaś mi całe picie! - krzyknął zbulwersowany.
- No, przepraszam, ale... - i wtedy uświadomiłam sobie, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - oh, nieważne, muszę się przebrać.
Odeszłam do swojego miejsca i zaczęłam się przebierać.
- Dla ciebie nieważne, ale to ja nie będę miał co pić - zrobił podkuwkę z buzi.
- Oh, nie smutaj. Na następnych zajęciach ci oddam - mrugnęłam do niego.
- Niki, pośpiesz się. El przyjechała - powiedziała Dani wchodząc do szatni.
- Już.
Szybko wrzuciłam do środka mój strój do tańca, po czym wyszłam z pomieszczenia, uprzednio żegnając się z grupom. Razem z Danielle wyszłam ze szkoły i weszłyśmy do samochodu.
- No i jak zajęcia? - spytała Calder.
- Masakra, się zmęczyłam jak nigdy - mruknęłaś.
- No, widziałam, dałaś z siebie wszystko. Tak trzymaj - uśmiechnęła się do mnie dziewczyna Liam'a.
Odwzajemniłam uśmiech, ale nic nie powiedziałam. Po prostu nie miałam siły.
***
Po jakimś czasie dojechałyśmy do domu. Wyszłam z samochodu, a następnie weszłam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam na podłogę torebkę i położyłam się na łóżku, gdzie smacznie spał mój pies i zamyknełam oczy. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam.
Drzwi otworzyły się, a do środka weszli chłopaki. Zdziwiona spojrzałam na każdego z osobna. Nie spodziewałam się ich tutaj.
'Co oni ode mnie chcą' - pomyślałam i akurat Louis zaczął mówić.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 39

Przede wszystkim jedno, wielkie PRZEPRASZAM. Byłam zdenerwowana przez jedną sytuację jaka się wydarzyła. Gdyby nie ona, nigdy bym czegoś takiego nie napisała. Naprawdę żałuję tego i jest mi przykro, że wywołałam takie zamieszanie. Naprawdę PRZEPRASZAM i obiecuję, że już nigdy coś takiego się nie wydarzy.

Siedziałam w pokoju. Louis jak obiecał, tak zrobił. Zabrał mi wszystkie gadżety, więc nie pozostało mi nic innego jak leżenie całymi godzinami w łóżku. Od 4 dni nie wychodziłam z pokoju, chyba, że do toalety. Nawet nic nie jadłam. Chłopaki zresztą też się nie kwapią, żeby mnie powiadomić o jakimkolwiek posiłku. Obrazili się na mnie. Kiedy wychodzą na próby, zamykają mnie na klucz, żeby mieć pewność, że nigdzie nie pójdę. Nawet mi psa zabrali. Stwierdzili, że i tak nie mam jak się nim zajmować. Krótko mówiąc, zostałam sama.
Przewróciłam się z lewego boku na brzuch. Spojrzałam tępo w sufit. Nagle usłyszałam burczenie w brzuchu. Automatycznie złapałam się za niego. Byłam głodna. Usiadłam na łóżku, pragnąc, aby odgłosy ucichły. Niestety, brzuch jeszcze bardziej dawał o sobie znak. Po moim policzku poleciała jedna, samotna łza. Nie miałam siły jej zetrzeć, więc pozwoliłam, żeby spłynęła na moją bluzkę od piżamy.
Nagle usłyszałam jakieś w domu. Chłopaki wrócili. Już po chwili, usłyszałam kroki na schodach. Louis, jak codziennie, otworzył mi drzwi i zajrzał, co robię.
- Mogę coś zjeść? - spytałam niepewnie.
- Chodź - mruknął brat.
Zeszłam z łóżka. Wyszłam z pokoju zaraz za bratem. Doszliśmy do kuchni i zobaczyłam resztę chłopaków. Siedzieli przy stole, na którym leżały 5 pudełek pizzy. Od razu zmierzyli mnie wzrokiem, na co poczułam się jeszcze bardziej niepewnie.
- Zrób sobie coś - powiedział sucho brat siadając na krześle.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej mleko. Następnie z półek wzięłam Nesquiki, łyżkę i miskę. Zrobiłam sobie zupę mleczną, po czym usiadłam koło wysepki. Nie miałam zamiaru siedzieć przy stole z chłopakami.
- Może odłożyłabyś mleko i płatki na miejsce? - usłyszałam warknięcie Harry'ego.
Wzdrygnęłam się, po czym zsunęłam się z krzesła. Zrobiłam co powiedział chłopak, a następnie zabrałam się za jedzenie. Kiedy już prawie wszystko zjadłam, do kuchni wbiegła Shila. Podbiegła do mnie i po kilku próbach udało jej się wskoczyć na moje kolana. Merdając ogonkiem zaczęła lizać mnie po twarzy.
- Shila, przestań - pierwszy raz od kilku dni uśmiechnęłam.
Zaczęłam głaskać pieska, a ta zadowolona położyła się.
- Mój mały piesek, jak się za tobą stęskniłam - szepnęłam, a później cmoknęłam szczeniaka w pyszczek.
- Jedz i wracaj do pokoju - usłyszałam nagle surowy głos brata.
Zagryzłam wargę popychając lekko psa na ziemie. Po krótkim stawianiu oporu zeskoczyła ze mnie, podeszła do swojej miski i zaczęła jeść jej zawartość. Wzięłam do ręki łyżkę i powróciłam do jedzenia. Po chwili miska została opróżniona. Zeskoczyłam ze stołka, po czym podeszłam do zmywarki, chowając brudne naczynia. Odwróciłam się i napotkałam wrogie spojrzenia chłopaków. Spuściłam głowę i wyszłam z kuchni.
Usiadłam na łóżku, nie wiedząc co mam robić. Po krótkim rozmyślaniu, z półki biurka wyjęłam sznurki do robienia bransoletek z muliny. Ucięłam odpowiednią długość na mój nadgarstek i zaczęłam robić bransoletkę.
***
Po kilku godzinach skończyłam robić bransoletkę. Uśmiechnęłam się lekko nakładając ją na nadgarstek. Pasowała idealnie. Podczas robienia mojej nowej ozdoby, przemyślałam sobie, że muszę pogadać z chłopaki. Muszę spróbować im wszystko wytłumaczyć. A jeśli się nie uda trudno, nie mam zamiaru się załamywać. Ich strata.
Spojrzałam na zegarek. 21:56. Wstałam z łóżka, wzięłam czystą piżamę, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam, wstyd się przyznać, drugi prysznic od 4 dni. Umyłam dokładnie włosy i ciało, po czym wyszłam z kabiny. Wysuszone ciało ubrałam w piżamę, a włosy wysuszyłam. Uśmiechnęłam się do lustra, a następnie wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju i od razu poszłam spać.
***
Wstałam rano we wspaniałym humorze. Od razu wyskoczyłam z łóżka i w pokoju zaczęłam się przebierać. Następnie wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół. Postanowiłam od razu porozmawiać z chłopaki, dlatego skierowałam się do kuchni, gdzie powoli, zaspani jedli śniadanie. 
- Co ty tutaj robisz? Masz szlaban i zero wychodzenia z pokoju! - naskoczył na mnie Louis.
Przekręciłam oczami.
- Chciałam pogadać.
- Nie mamy o czym - odezwał się Niall.
- Chciałam wam wszystko wyjaśnić.
- Nie wiem po co, skoro i tak wszyscy wiemy, co się wtedy zrobiłaś - powiedział tym razem Liam.
- Nie, bo we wszystko uwierzyliście tej wywłoce. Przyznaję uderzyłam ją, ale zasłużyła. To przyczepiła się mnie i to ona wylała na mnie tego shake'a.
- Możesz w końcu przestać kłamać? - spytał Harry.
- Ja nie kłamię! Dlaczego wy chociaż raz nie możecie mi uwierzyć?! - krzyknęłam zbulwersowana.
- Bo wiemy dobrze jaki masz charakter, jesteś zdolna do zrobienia czegoś takiego - rzekł Zayn.
- Skoro już sobie pogadaliśmy możesz wrócić do pokoju.
- No chyba cię pojebało - zadrwiłam z brata - nie zamierzam słuchać ciebie.
- Co proszę? - spytał stając naprzeciwko mnie.
- Problemy ze słuchem?
- Nicola do pokoju! - krzyknął.
- Nie - warknęłam - nie będę słuchała się kogoś takiego jak ty!
- Owszem, będziesz! Jestem twoim opiekunem prawnym i będziesz mnie słuchała czy ci się to podoba, czy nie! 
- Powodzenia - powiedziałam sarkastycznie, po czym wyszłam z kuchni.
Poszłam do salonu, gdzie na kanapie leżała Shila. Usiadłam koło niej, po czym włączyłam telewizor. Zostawiłam sobie na stacji telewizyjnej Katy Perry - Part Of Me. Zaczęłam podśpiewywać pod nosem, głaszcząc przy okazji mojego pieska. Chwilę spokoju przerwał Louis wbiegając do salonu. Stanął centralnie przede mną, na co westchnęłam, odchylając głowę do tyłu.
- Nie przypominam sobie, żebym ci pozwolił oglądać telewizję - warknął krzyżując ręce.
- Najpierw problemy ze słuchem, teraz z pamięcią? Idź do lekarza, może to coś poważnego - zakpiłam zerkając na niego.
- Ugh, ale z ciebie mała wredota.
- Oh, ale żeś mnie tym uraził - roześmiałam się wrednie.
- Ugh, mam cię dość - warknął wyłączając tv.
- No co ty robisz?! - wydarłam się.
- Do pokoju!
- Czytaj napis - pokazałam mu bransoletkę, którą zrobiłam dzień wcześniej.
- Takie teksty to do koleżanek!
- Jakby się przyjrzeć to trochę przypominasz dziewczynę, masz damski głos, lubisz zakupy, więc tak jakby jesteś dziewczyną, a więc możesz być moją koleżanką, więc mogę do ciebie mówić takie teksty - wyszczerzyłam się.
- Idź. Sobie. Stąd.
- A. Jak. Nie. To. Co. Mi. Zrobisz? - spytałam naśladując brata.
Louis już nic nie powiedział, tylko czerwony ze złości wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się wrednie, po czym ponownie włączyłam tv tyle, że tym razem na bajkach. Po kilkunastu minutach mój spokój ponownie został zburzony. Do pokoju wszedł Zayn.
- Wyłączaj to. Jedziemy - mruknął.
Spojrzałam na niego pytająco.
- No do pracy jedziemy.
- W takim razie szerokiej drogi - uśmiechnęłam się wrednie w stronę Mulata, a następnie wróciłam do oglądania Scooby Doo.
- Nicola, do samochodu! - krzyknął wyłączając mi tv.
- Jezu, już idę. A ty poluzuj majty, bo stwierdzam, że cię cisną.
Wstałam z kanapy, po czym skierowałam się do drzwi, nie przejmując się wkurzonym Malikiem. Weszłam do samochodu i na usiadłam jak najdalej Louis'a, który ciskał się we mnie piorunami.
- No i co się tak gapisz? - nie wytrzymałam już.
- Bo mam oczy.
- To je sobie wydłub - syknęłam uśmiechając się złowieszczo.
Oburzony chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a ja zadowolona, że już się nie przejmuję zachowaniem chłopaków, spojrzałam przez okno.
***
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod jakiś budynek. Wysiadłam jako pierwsza i nie zważając na nikogo, weszłam do tego budynku. Jednak od razu się zatrzymałam, nie wiedząc gdzie iść dalej. Po chwili chłopaki weszli do środka. Wyminęli mnie, nawet na mnie nie patrząc, i poszli do jakiś drzwi. Nie zwracając uwagi na ich zachowanie, poszłam za nimi. Weszłam do niewielkiego pokoju. Ściany były czerwone. Na przeciwko drzwi stał stół z jakimś jedzeniem i piciem. Po lewej stronie była mała scena, na której stała perkusja, a za nią kilka mikrofonów na stojakach. Przed sceną stały klawisze, a obok nich, pod ścianą trzy gitary na stojakach. Na ścianach wisiało jakieś nagłośnienie, a po ziemi ciągnęły się różne kabelki.
W środku był już 1D Band.
- Cześć Niki - pomachał mi Dan.
- No cześć. A co, chłopaki nie nastawili was przeciwko mnie?
- Nie. Nic o tobie mówić nie chcieli - wzruszył ramionami Sandy.
- A co się stało? - spytał zaciekawiony Jon.
- Taka wywłoka wylała na mnie shake'a, dlatego ją uderzyłam, no i poszliśmy do dyra i ona skłamała, że ja chciałam na nią tego shake'a wylać, no i wszyscy jej uwierzyli, no i chłopaki są na mnie obrażeni.
- A tak, czytałem o tym na tt. Podobno tamta dziewczyna nadal ma wielkiego siniaka na policzku - odezwał się Josh.
- No i dobrze, należało się jej.
- Chciałbym zobaczyć cię wtedy w akcji. Jak dajesz jej tego plaskacza - wtrącił się Jon.
- No to może na kimś pokaże. Sandy, jesteś chętny? - spytałam.
- Nie, dzięki - odpowiedział od razu, odchodząc szybko, oglądając się co jakiś czas za siebie czy przypadkiem za nim nie idę.
- Dan? - nic nie odpowiedział, odszedł rozglądając się na wszystkie strony i gwiżdżąc przy okazji.
- Josh?
- Co? Już idę - odpowiedział jakby ktoś go wołał - przepraszam Niki, ale ktoś do mnie dzwoni - powiedział i się zmył.
- Mój Boże, z kim ja się zadaję? - westchnęłam, przybijając sobie facepalm'a.
Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że nie ma koło mnie Jon'a. Zauważyłam go koło swojego instrumentu. Przekręciłam oczami. Pewnie myślał, że to jego chciałabym uderzyć. Szczerze powiedziawszy, ja nikogo nie chciałam uderzyć. To było tylko dla żartów, muszę przyznać, że oni to boi dudki.
Odwróciłam się i podeszłam do stolika z jedzeniem. Były tam jakieś słodycze, picie, kanapki i owoce. Zaczęłam wyjadać z niego wszystkie brzoskwinie. Uwielbiam brzoskwinie. Kiedy wpychałam w siebie jedną za drugą, poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się w ich stronę z jedną brzoskwinią w buzi, a dwoma innymi w ręce. Chłopaki mieli przekrzywione i patrzyli na mnie z nieodgadnionym wzrokiem.
- No co? - spytałam w końcu, wyjmując brzoskwinię z buzi.
- Gówno. Jedz normalnie, bo jak na razie chyba próbujesz upodobnić się do świni - warknął Louis.
- Nie, nie chcę być tak jak ty - powiedziałam bezczelnie.
- Ugh, idź już sobie stąd - dał mi 20 funtów i kluczę - masz iść do domu, jasne? - syknął.
- Zobaczymy. Cześć - rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Wybiegłam z budynku i od razu skręciłam w lewo. Jak na razie nie miałam zamiaru wrócić do domu. Co bym tam robiła?
Już po kilku minutach byłam pod Milkshake City. Weszłam do środka i podeszłam do lady. Kupiłam sobie czekoladowego shake'a i usiadłam przy stoliku. Popijałam swoje picie, kiedy nagle ktoś stanął przed moim stolikiem. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Lilly.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Um.. ja chciałam powiedzieć, że.. podziwiam cię za to, że ją uderzyłaś.
- Naprawdę? - spytałam zdziwiona.
- No tak. Nikt by się na to nie odważył. Ja też kilka razy miałam ochotę ją spoliczkować, ale jakoś tak.. bałam się - wyznała.
- Kogo? Tej jędzy?
- Nie. Mojego brata. Tata by się tym zbytnio nie przejął, ale George to już co innego - westchnęła.
- Jest zbyt nadopiekuńczy? - spytałam.
- No tak. Zawsze musi wiedzieć gdzie jestem, co robię i kiedy wrócę.
- Znam ten ból. Tyle, że ja mam 5 takich kłopotów.
- No tak, bo tobą się cała piątka opiekuje.
- No, ale jak teraz się na mnie obrazili to, jakby to powiedzieć, hm.. nie przejmują się mną tak bardzo.
- Masz trochę wolności - uśmiechnęła się siadając na krześle na przeciwko mnie.
- Wolności? Proszę cię, przez ostatnie dni siedziałam cały czas w pokoju. Zamknięta na klucz. Dopiero dzisiaj przestałam się przejmować ich rozkazami.
- No i prawidłowo - powiedziała, na co się zaśmiałam.
- Wiesz, nie jesteś taka zła jak myślałam. Da się z tobą pogadać - uśmiechnęłam się serdecznie.
- Z tobą tak samo. Jak widać obie się myliłyśmy.
- Życie.
Przez następne kilka godzin gadałam z Lilly. Naprawdę myliłam się co do niej. Nie jest taka zła jak myślałam. Da się z nią porozmawiać dosłownie o wszystkim. Nie kończyły nam się tematy.
Niestety, kiedy na zegarze wybiła godzina 16:00 musiałam iść do domu. Wymieniłyśmy się numerami telefonu tak na przyszłość i rozeszłyśmy w swoje strony.
***
Po kilkudziesięciu minutach doczołgałam się do domu. Roześmiałam się głośno, kiedy przed drzwiami zobaczyłam chłopaków. Od razu posłali mi wkurzone spojrzenia.
- Gdzie ty byłaś do cholery?! - wydarł się brat.
- W Czarnobylu, badałam stężenie bąków w atmosferze.
- Mam cię dosyć!
- Nie mów tak, bo się zarumienię - mruknęłam.
- Weźcie skończcie już, a ty otwórz te drzwi - wtrącił się Liam.
Przewróciłam oczami, po czym wyciągnęłam kluczę. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu przywitała mnie Shila. Zaczęła skakać na mnie ze smyczą w ręce. Załapałam jej aluzję, po czym przypięłam zieloną smycz do obroży. Nie mówiąc nic nikomu, wyszłam z domu i skierowałam się do parku.
Kiedy tam dotarłyśmy spuściłam psiaka ze smyczy i zaczęłam się z nią bawić.
Po jakimś czasie jednak zmarzłam. Mogłam założyć kurtkę no, ale nic. Zapięłam psa na smycz i skierowałam się do domu. Weszłam do środka, a następnie do kuchni. Zrobiłam sobie ciepłą herbatkę, a z półki wyjęłam wielkie opakowanie ciastek. Nasypałam jeszcze Shili trochę karmy i poszłam do pokoju. Następnie jeszcze szybko zbiegłam do salonu, gdzie siedzieli Louis, Niall i Eleanor. Zmierzyłam ich wzrokiem, po czym podeszłam do regału z książkami. Wzięłam wszystkie części książki 'Jutro' i 'The Last Song. Ostatnia Piosenka'. Położyłam wszystkie książki jedna na drugą i zaczęłam iść po schodkach.
- Przewrócisz się - ostrzegł mnie brat.
- A co cię to obch... - nie skończyłam, bo faktycznie spadłam ze schodów - fuck! - krzyknęłam łapiąc się za tyłek.
- A nie mówiłem.
- Louis - skarciła go Eleanor - nic ci się nie stało?
- Dajcie mi spokój! - krzyknęłam.
Zebrałam książki i wyszłam z salonu. Kiedy dotarłam do mojego pokoju, rzuciłam książki na ziemię. Straciłam ochotę na czytanie ich. Rozebrałam się do majtek, stanika i skarpetek, a następnie ległam na łóżko nawet nie przykrywając się kołdrą. Już po kilku minutach odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 38

Dobra, przede wszystkim chciałam zwrócić się do osoby, która pisze w komentarzach, żeby Niki miała chłopaka. Zdaje sobie sprawę, że chcesz, żeby Niki nie była już singlem, ale to co piszesz to lekka przesada. Jakie całowanie namiętnie? Jakie rozbieranie? Ona ma 14 lat! Zdaję sobie sprawę, że to jest tylko opowiadanie no, ale sorry not sorry, nie chcę z niej robić, za przeproszeniem, jakieś dziwki. No bo jaka normalna 14-latka włazi do łóżka chłopakowi i to jeszcze starszemu? To opowiadanie nie polega na jakieś miłości czy coś takiego. Może w przyszłości zrobię jej jakiegoś chłopaka, ale jeszcze nie teraz. Jeżeli chcesz tak bardzo mieć taką scenkę to proszę bardzo sama załóż bloga. Będziesz mogła pisać tam co chcesz, a mnie dasz spokój.
A odnośnie, bluźniącej Niki, to ja już nie rozumiem. Spytałam się kiedyś, czy mogę tutaj dawać bluźnierstwa i nikt nie miał przeciwko, to nie wiem po co robicie jakieś dramy.


Kiedy na ekranie pojawiły się napisy, wstałam, po czym mówiąc ciche 'dobranoc', wyszłam z salonu i skierowałam się do łazienki. Nalałam do wanny ciepłej wody, rozebrałam się i weszłam do środka. Zamknęłam oczy i zaczął sobie rozmyślać. Tak długo rozmyślałam, że aż zasnęłam w wannie.
***
Obudziło mnie walenie do drzwi. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że nadal leżę w wannie. Tyle, że teraz woda była zimna.
- Niki, wyłaź z tej łazienki! - usłyszałam krzyk mojego brata - jest już po północy!
Zaspana przetarłam rękoma buzię, po czym wyszłam z wanny. Zorientowałam się, że nie mam piżamy, więc owinęłam się tylko ręcznikiem i wyszłam na korytarz, gdzie stała cała piątka.
- No w końcu - odezwał się Liam, a później wbiegł do łazienki zamykając się.
- Ile można cię wołać? - spytał Zayn - nie jesteś sama, my też chcemy się umyć.
- O Jezu, mamy drugą łazienkę, mogliście tam iść - mruknęłam zaspana.
- Ale chociaż mogłaś się odezwać - powiedział Niall.
- Marudzicie - powiedziałam.
Wyminęłam chłopaków i weszłam do pokoju. Przebrałam się szybko w piżamę z Myszką Mini. Zgasiłam światło, rzuciłam się na łóżko i po kilku minutach zasnęłam.
***
- Niki, skarbie wstawaj - usłyszałam szept Louis'a koło mojego ucha.
- Śmierdzi ci z buzi - mruknęłam odwracając się do niego plecami.
- Zamknij się i wstawaj. Jest już po 8.
Otworzyłam oczy i wzdrygnęłam widząc przed sobą twarz Louis'a. Przecież przed chwilą siedział jeszcze za mną.
- Wyglądasz jak pół dupy zza krzaka - rzekłam patrząc na roztrzepane włosy i zarost.
- No, bo ty wyglądasz lepiej - powiedział sarkastycznie.
- Ja zawsze wyglądam perfekcyjnie.
- No tak, oprócz poniedziałków, wtorków, śród, czwartków, piątków, sobót i niedziel. W inne dni wyglądasz perfekcyjnie - wytknął mi język.
- Frajer.
- Louis, miło mi - zaśmiał się.
Zmierzyłam go wzrokiem, po czym wyszłam z łóżka. Poszłam do garderoby i wybrałam strój.
- Zrób mi jakieś śniadanie - powiedziałam do chłopaka, który nadal siedział na moim łóżku.
- Co?
- Nie wiem, cokolwiek.
Wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Ej, ja tu się golę! - krzyknął Zayn.
- Chcę się ubrać.
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale ja zawsze mam pierwszeństwo!
- Trudno, ja nie wyjdę. Przebieraj się tutaj jak chcesz albo idź stąd - powiedział powracając do golenia.
- Nie będę się przy tobie przebierała.
- I tak nie ma na czym oka zawiesić - powiedział śpiewająco.
- Dupek - mruknęłam wkurzona.
Odwróciłam się do niego plecami, po czym zaczęłam się przebierać. Kiedy byłam już ubrana, podeszłam do zlewu.
- Posuń się!
- Byłem tu pierwszy - odpowiedział.
- Chcę zęby umyć.
- I tak to nic nie pomoże. Będą ci śmierdzieć z buzi nawet gdybyś milionów gum użyła i miliony razy zęby umyła - powiedział wrednie.
- Nienawidzę cię - warknęłam i wyszłam z łazienki trzaskając drzwiami.
Zdenerwowana zeszłam do kuchni, gdzie siedzieli reszta chłopaków.
- Cześć, młoda. Co tam? - spytał Hazz przewracając coś na patelni.
- Zamknij się!
- Co się znowu stało? - spytał Lou marszcząc brwi.
- Malik się stał.
Usiadłam na krześle zakładając ręce na piersi. W tym samym momencie do kuchni wszedł Mulat.
- Co jej zrobiłeś? - spytał zaciekawiony Niall.
- Powiedziałem, że jej z ust śmierdzi. Gorsze rzeczy jej mówiłem, więc nie wiem o co problem - powiedział zaglądając do lodówki.
- Czy wy nie możecie się chociaż raz ogarnąć? - spytał Liam.
Mruknęłam coś pod nosem, po czym zaczęłam jeść śniadanie.
- Niki, pośpiesz się. Już i tak jesteśmy spóźnieni - powiedział Louis.
- Ups, a to pech - powiedziałam sarkastycznie zakrywając ręką usta.
Chłopak mruknął coś pod nosem, a następnie wstał, wziął mnie na ręce i poszedł do drzwi. Zła założyłam ręce na piersi, ale nic nie powiedziałam.
Brat włożył mnie do samochodu, po czym odjechał z podwórko.
- Nie lubię cię, nawet nie skończyłam śniadania.
- Trudno, ja to przeżyję - wzruszył ramionami rozglądając się w lewo i prawo.
- Ale ja mogę nie przeżyć, przecież śniadania nie zjadłam. Powinieneś się wstydzić. Ty miałeś...
- Dobra skończ już, zanudzasz - przerwał mi.
Przewróciłam oczami i oparłam się głową o szybę. Kiedy dojechaliśmy pod szkołę, nie zważając, że Louis chciał coś powiedzieć, wyszłam z samochodu, głośno trzaskając drzwiami. Wzrok wszystkich skierował się na mnie. Tommo widocznie zdenerwował się na mnie, bo odjechał z piskiem opon. Zignorowałam to i skierowałam się do drzwi szkoły.
Pierwsze trzy lekcje minęły spokojnie, dopóki na przerwie, nie podeszła do rumuńska lambadziara.
- Czego chcesz, lizodupie? - powiedziałam jak najbardziej jadowicie jak potrafiłam.
- Tego - powiedziała nie zwracając na mój głos i wylała na mnie shake'a, którego trzymała w ręce.
Rzuciłam książki na ziemie, po czym spoliczkowałam ją. Na jej poliku od razu pojawił się czerwony odcisk mojej dłoni. Dziewczyna złapała się za obolałe miejsce, a koło nas zebrała się grupka gapiów. Podniosłam rękę, żeby ponownie ją uderzyć, ale poczułam mocny uchwyt. Spojrzałam na mój nadgarstek, a następnie zza ramię. Za mną stała moja wychowawczyni. Przeklęłam pod nosem, po czym wyrwałam się jej.
- Tomlinson, Smith do dyrektora! I to natychmiast! - krzyknęła.
Odwróciłam się na pięcie i zabierając książki, skierowałam się do pokoju dyrektora, a za mną pani Bullock i Vanessa.
Zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Dyrektor podniósł na mnie wzrok.
- Nie powiedziałem, że można wejść - powiedział odkładając okulary na biurko.
Wzruszyłam ramionami, po czym usiadłam na krześle. Do pokoju weszła Vanessa, trzymająca się za policzek i obejmująca ją nauczycielka. Jak je zobaczyłam, miałam odruch wymiotny, dlatego od razu odwróciłam od nich wzrok. Pani Bullock posadziła Smith na krześle, po czym powiedziała dyrektorowi, że uderzyłam tą bebze. Mężczyzna spojrzał na mnie karcąco, po czym sięgnął po telefon i zadzwonił do kogoś.
- Pan Tomlinson?... - usłyszałam.
Mogę przysiąść, że w tym momencie moje oczy były wielkości piłeczki do tenisa.
Pan Loveving przekazał bratu, że ma jak najszybciej stawić się w gabinecie. Kątem oka zobaczyłam jak Vanessa uśmiecha się pod nosem.
- Dziwka - mruknęłam tak cicho, aby tylko ona to usłyszała.
- Proszę pani, ona powiedziała, że po szkole mnie znowu uderzy - pisnął ten lizodup, odsuwając się ode mnie.
Wychowawczyni, tak samo jak dyrektor, przenieśli na mnie swój gniewny wzrok. Otworzyłam usta nie dowierzając.
- Ale ja ni... - zaczęłam, ale przerwała mi nauczycielka.
- Przestań już! I tak masz już przechlapane! - krzyknęła.
Zła założyłam ręce na piersi i zniżyłam się na krześle. Pan Loveving odłożył słuchawkę na miejsce, po czym oparł podbródek o swoje splecione ręce.
- Nicola, twój brat już tutaj jedzie po ciebie - powiedział, a ja zadrżałam - w tym czasie chcę się dowiedzieć, dlaczego uderzyłaś Vanesse?
- Bo mnie oblała shake'iem? Nie widać, że jestem cała brudna? - syknęłam.
- Wcale, że nie! To nie było tak! - krzyknęła Smith wstając.
Co ona do cholery wyprawia? - pomyślałam wkurzona.
- Nic nie zrobiłam! To ona miała tego shake'a. Chciała go na mnie wylać, ale złapałam jej dłoń i się na nią wylało! Ona się wkurzyła i mnie uderzyła! - dokończyła.
- Co?! To nie było wcale tak! To ja sobie siedziałam na parapecie i ta rumuńska lambadziara podeszła do mnie z shake'iem. Oblała mnie i wtedy ją uderzyłam!
- Nie kłam! Ona kłamie! Niech pan jej nie wierzy!
- To ty nie kła...
- Spokój - przerwał Loveving - Nicola, przestań już kłamać. Oblewanie innych shake'iem nie jest podobne do Vanessy! - krzyknął.
- Ale naprawdę ja nic nie zrobiłam - powiedziałam siląc się na spokojny ton.
- Przestań już kłamać. Tym daleko nie zajdziesz - powiedział dyrektor kończąc naszą wymianę zdań.
Kazał pani Bullock zaprowadzić do pielęgniarki. Smith wstała posyłając mi nieme 'i już po tobie', po czym spojrzała na dyrektora.
- Proszę pana, ona mi znowu grozi.
- Tomlinson, skończ już! Takim zachowaniem pogrążasz się cały czas!
Schowałam głowę w ręce, nie wiedząc jak udowodnić rację. Przeczesałam włosy wyprostowując się. Zauważyłam, że w gabinecie nie ma już Bullock i Smith. Spojrzałam na okno za dyrektorem i zobaczyłam parkujące czarne Porsche. Samochód Louis'a. Już po chwili zobaczyłam brata wyskakującego z samochodu i w biegu zamykającego go.
Nie minęła minuta jak w gabinecie rozniosło się głośnie pukanie.
- Proszę wejść - powiedział dyrektor głośno.
Louis wszedł do środka, po czym zamknął drzwi patrząc na mnie surowo. Skuliłam się na ten wzrok. Nigdy się na mnie tak nie patrzał.
- Co się stało? - spytał dyrektora.
- Nicola, uderzyła swoją koleżankę...
- Ona nie jest moją koleżanką - warknęłam.
- Zamknij się! - krzyknął Louis, na co spuściłam głowę.
- A więc, Nikola uderzyła swoją koleżankę z klasy. Chciała oblać ją także shake'iem, ale jej się nie udało i sama jest nim brudna. Poza tym kłamie i zastrasza Vanessę - odpowiedział dyrektor.
- Co z tobą nie tak?! Zawsze musisz w kłopoty wpadać?! - krzyknął na mnie brat.
- Ale to nieprawda. Ja ją tylko uderzyłam, to ona mnie oblała i to ona cały czas kłamie.
- Przestań, Niki, po prostu przestań!
- Nicola, zostanie zawieszona na 2 tygodnie - poinformował dyrektor - jeszcze jedno takie zdarzenie i niestety będę musiał ją wydalić ze szkoły.
- Dobrze i obiecuję, że nie będzie następnego razu - rzekł brat.
Louis złapał mnie za ramię, po czym pociągnął do wyjścia.
- Do widzenia - rzucił zamykając drzwi.
Wzrok wszystkich uczniów został utkwiony we mnie. Wszyscy plotkowali i wskazywali na mnie palcami. Chciałam wyrwać się spod uścisku brata, ale ten tylko mocniej zacisnął swoją dłoń na moim przedramieniu.
- Puść mnie, to boli - powiedziałam cicho.
- No i należy ci się. Jestem pewien, że tamtą dziewczynę bolało bardziej, kiedy ją uderzyłaś i próbowałaś oblać shake'iem! - warknął.
Zacisnęłam usta w jedną linię, kiedy w moich oczach pojawiły się łzy bezradności.
- Ale ja jej nie chciałam oblać. Ja nawet tego shake'a w dłoni nie miałam - szepnęłam.
- Przestań kłamać do cholery! Nie rozumiesz, że nikt ci nie wierzy?! - krzyknął wściekły.
Otworzył drzwi od szkoły, po czym wypchnął mnie z niej. Ledwo co utrzymałam równowagę, ale się udało. Wyprostowałam się, po czym poszłam do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, a Louis koło mnie.
- Louis... - zaczęłam, chcąc ponownie spróbować pokazać swoją niewinność.
- Przestań już. Ja ci nie wierzę. Straciłaś moje zaufanie. Teraz oddaj mi telefon. Masz karę. W domu jeszcze zabiorę ci wszystkie te twoje gadżety. Masz na nie szlaban. Plus zero telewizji, siedzenia na laptopie, wychodzenia z pokoju, pływania w basenie i skakania na trampolinie. Nie wychodzisz na żadne lekcje tańca. Krótko mówiąc siedzisz cały czas w pokoju - powiedział sucho.
- Ale niedługo mamy konkurs, muszę chodzić na próby - zaprotestowałam.
- Nie obchodzi mnie żaden konkurs. Siedzisz w domu i nigdzie nie wychodzisz. Daj telefon.
- Ale...
- Nie ma żadnego 'ale'. Oddaj telefon.
Wyjęłam mojego iPhone'a z kieszeni i podałam go bratu. Wyłączywszy go, włożysz go do kieszeni.
- Tym razem naprawdę przegięłaś - powiedział ponuro - nie odzywaj się do mnie, bo już naprawdę nie masz po co.
Odwróciłam wzrok na szybę, zaciskając mocno oczy, żeby się nie rozpłakać, jednak to i tak nic nie dało. Po moich policzkach polały się łzy. Starłam je wierzchem dłoni i spojrzałam na jezdnie przede mną. Nikt mi nie wierzy, nikt nawet nie próbuję mi uwierzyć. Schowałam buzię w dłonie, próbując się uspokoić, jednak to nic nie dawało. Cały czas w moich oczach gromadziły się łzy, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Wszyscy mają mnie za jakąś porywczą frajerkę. Już się boję przyszłych dni. Boję się jak reszta chłopaków będzie mnie traktować, jak zareagują fanki chłopaków i reporterzy na wieść co się stało. Najchętniej schowałabym głowę głęboko w ziemi, ale niestety tak się nie da.