sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 54

Kiedy tylko zatrzymaliśmy się pod domem Harry'ego, nie przejmując się niczym, wyskoczyłam z auta i pobiegłam w stronę domu. Mój pęcherz od 30 minut dawał o sobie znać, a chłopaki, mimo moich błagań, nie mieli zamiaru się zatrzymać. Bez pukania wpadłam do środka domu, spotykając na holu mamę Styles'a.
- Dzień dobry, ciociu. Gdzie jest łazienka? - spytałam pośpiesznie, robiąc siusiu taniec.
- Białe drzwi, koło schodów - odpowiedziała zmieszana.
Kiwnęłam głową i weszłam do pomieszczenia. Zrobiłam, co miałam zrobić i, po umyciu rąk, wyszłam powolnym krokiem z powrotem do holu. Zauważyłam, że przy drzwiach wejściowych stoją nasze walizki, a na mojej stał zwierzak. Wzięłam go do ręki i skierowałam się w stronę, z której dochodziły znajome mi głosy. Przeszłam przez krótki korytarz i znalazłam się w salonie. Pomieszczenie głównie urządzone było w jasnych odcieniach. Na środku pokoju stała beżowa, rogowa kanapa, na której siedzieli chłopaki i ciocia Anne. Obok stał fotel; pomiędzy nim, a sofą niewielki, jasny stolik. Na nim położona była miska z owocami i cztery kubki z gorącym napojem. Naprzeciw kanapy była czerwono-kremowa ściana; w kremowej strefie znajdował się wyłożony jeden pas jakby wielką, jasnobrązową płytą. W niej wmontowany był kominek; obok niego znajdowała otwarta półka na drewno, a nad nią telewizor. Po drugiej stronie kominka, również w ścianie wmontowana była półka na filmy. Za kanapą stał jasnobrązowy stół i takiego samego koloru sześć krzeseł. Kiedy weszłam głębiej do salonu, dostrzegłam, że po stronie, z której wchodzi się do pokoju, jest wnęka, w której urządzona jest kuchnia. Była ona niewielka, jednak przytulna. Biało-beżowe meble idealnie kontrastowały z czerwonymi dodatkami.
Kiedy ciocia Anne spostrzegła, że znajduję się w salonie, natychmiast do mnie podeszła i przytuliła na powitanie. Bez wahania oddałam uścisk. Po kilku sekundach mama Harry'ego puściła mnie, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.
- Niki, jak się czujesz? Słyszałam, że ostatnio byłaś chora - spytała, gładząc mnie po policzku.
- Tak, ale już jest lepiej. Muszę brać jeszcze jakieś tabletki, ale czuję się zdecydowanie lepiej niż kilka dni temu - przyznałam.
Ciocia z uśmiechem pokiwała głową i z powrotem usiadła na swoim miejscu. Poszłam w jej ślady i usiadłam na fotelu, kładąc na kolanach Furby'ego. Podniosłam wzrok znad żółtej zabawki i zobaczyłam, że Louis uważnie mi się przygląda. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co on się uśmiechnął i puszczając oczko, zaczął odpowiadać, na zadane pytanie Anne.
***
- Chłopcy i Niki, nie macie ochoty pojechać do sklepu? Niby zakupy miał zrobić Rob, ale najwidoczniej razem z Gemmą nadal męczą się nad kupnem choinki - poprosiła ciocia, stając nam przed telewizorem.
- Jasne, nie ma problemu - odpowiedział natychmiastowo Harry.
Jęknęłam, jednocześnie zagrzebując głowę w poduszce.
- Nie chcę nigdzie jechać - wymamrotałam.
- Oh, co za pech. Wstawaj - poczułam ból na tyłku, ten burak - mój brat - klepnął mnie w niego.
- To, że nie chcę jechać nie znaczy, że masz mnie bić po pupie - przewróciłam się na plecy, zerkając na niego. 
- Jak przykro - zironizował chłopak i w podskokach skierował się do holu, uprzednio pstrykając mnie w nos.
- Głupek - powiedziałam do siebie, pocierając pstrykniętą część ciała.
- Chodź, skrzat. Zróbmy te zakupy - rzucił Harry, przechodząc z kuchni na korytarz.
Niechętnie poczłapałam się za nim. Mozolnie się ubrałam i po chwili całą trójką weszliśmy do samochodu, po czym pojechaliśmy do jakiegoś marketu.
***
W czasie, kiedy chłopaki rozdawali autografy fanką, które spotkaliśmy pod TESCO, ja poszłam po wózek. Podstawiłam go pod drzwi marketu i bez zastanowienia usiadłam w nim. Odwróciłam się do chłopaków, dostrzegając, że fanek rozmnożyło się dwukrotnie. Jęknęłam trochę rozdrażniona. Pragnęłam zrobić szybko te zakupy i wrócić do ciepłego domu Harry'ego, zamiast marznąć na dworze. Na dodatek, chciałam ubrać choinkę cioci. U nas w domu niestety nie mogłam, bo chłopaki stwierdzili, że dopiero jutro to zrobią, a wtedy mnie w domu nie będzie. Fajnie.
- Te, moja dziewczyno, chodź na zakupy - nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, na co wzdrygnęłam.
- Nie jestem twoją dziewczyną - burknęłam, strzepując jego rękę.
- Zadziorna, lubię takie - stwierdził.
- Frajer, nie lubię takich - warknęłam - idź stąd!
Chłopak podniósł ręce w geście kapitulacji, po czym zabierając inny wózek, wszedł do środka sklepu.
- Czyli moja mała Niki ma pierwszego chłopca. No proszę, kto by pomyślał - usłyszałam głos Louisa.
Chłopak chwycił rączkę zaczął pchać wózek, wchodząc za Harry'm. Przymknęłam oczy.
- No weź, ty też? Weźcie dajcie mi spokój. Nigdy na tego bałwana bym nie spojrzała - rzuciłam naburmuszona.
- Dobra, dobra, tylko się nie dąsaj - poszczypał mnie w policzek, na co przewróciłam oczami.
Wjechaliśmy w alejkę, w której zatrzymał się Styles. Wyszłam z wózka i wrzuciłam kurtkę do niego.
- Louis, ścigamy się? - spytałam.
Brunet spojrzał na mnie z uśmiechem i wybiegł spomiędzy półek. Bez zastanowienia pognałam za nim. Brat był kilkanaście metrów przede mną. Dostrzegłam go tylko przez jego zieloną czapkę. Tommo skręcił w lewo, więc automatycznie straciłam go z oczu. Westchnęłam, także skręcając tylko, że ja wbiegłam o kilka alejek wcześniej. Rozejrzałam się, po czym zorientowałam, że jestem wśród zabawek. Uśmiechnęłam się widząc dziecięcy łuk i strzały. Może postąpiłam trochę głupio, ale rozpakowałam zabawkę. Worek ze strzałami zarzuciłam na plecy, a łuk, naładowany jedną strzałą, mocno trzymałam w dłoni. Wyjrzałam na główną aleję i zobaczyłam Harry'ego stojącego do mnie tyłem. Powoli podeszłam do niego i kiedy byłam już wystarczająco blisko, strzeliłam. Chłopak natychmiastowo się odwrócił i wtedy zorientowałam się, że to wcale nie jest Styles tylko jakiś chłopak strasznie do niego podobny. Otworzyłam szeroko oczy, a na buzi zrobiłam się czerwona ze wstydu. Kiedy podobizna Loczka chciała coś powiedzieć, ja zawróciłam się. Po drodze spotkałam Louisa, który leżał na ziemi, śmiejąc się ze mnie. W niego też poleciało kilka strzał jednak, kiedy Boo podniósł się, zaczęłam uciekać. Mimo usilnej próby ucieczki, Lou złapał mnie. Ku mojemu zdziwieniu, posadził mnie sobie na baranach.
- Idziemy zaatakować Harry'ego - oznajmił, na co uśmiechnęłam się przebiegle.
Poszliśmy do działu z napojami, gdzie spokojny Loczek wybierał jakiś napój. Przechyliłam się lekko i wystrzeliłam strzałę, która ugrzęzła w jego włosach. Chłopak wyjął ją i spojrzał w naszą stronę. Louis natychmiast rzucił się w ucieczkę. Kątem oka zobaczyłam tylko jak Hazz kiwa głową i wrzuca strzałę do wózka. Louis zatrzymał się dopiero przy stoisku z soczkami w kartoniku.
- Pić mi się chcę - powiedział chłopak, ciężko dysząc.
Sięgnęłam po jeden kartonik i otworzywszy go, podałam bratu.
- Nie jestem pewny, czy tak można - zawahał się.
- Pij, a nie gadaj - rzuciłam.
Boo wziął kilka łyków, po czym ponownie podał mi soczek. Wypiłam go do dna, po czym zeskoczyłam z pleców brata i wrzuciłam pod skrzynki z takim samym piciem. Na szczęście nikt, prócz Tomlinsona oczywiście, nie zauważył co zrobiłam.
- I tak to się robi. Ucz się ode mnie - uśmiechnęłam się, idąc do Harry'ego.
Chłopak męczył się, żeby popchnąć dwa wózki.
- O Niki, jak dobrze, że jesteś, weź jeden wózek - poprosił.
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami i zamiast spełnić jego prośby, wskoczyłam do tego pustego.
- Sam sobie radź - zaśmiałam się złowieszczo.
- Zapamiętam to sobie - naburmuszył się i odszedł, zostawiając mnie samą.
- Obraził się - usłyszałam Louisa, gdzieś za mną.
Chłopak złapał za rączkę wózek i zaczął go pchać.
- Oh, naprawdę? Nie zauważyłam - powiedziałam najbardziej sarkastycznym głosem jakim mi się udało, na co zostałam zdzielona przez głowę.
- Nie wyśmiewaj się ze mnie - burknął Lou.
- Wybacz, ale nie mogłam się oprzeć - zaśmiałam się.
Chłopak już nic nie odpowiedział. Wywiózł mnie ze sklepu i wpakował do samochodu.
- Siedź i nie wychodź - rozkazał i sam wrócił do sklepu najprawdopodobniej pomóc Harry'emu z zakupami.
***
Kiedy wróciliśmy do domu było już grubo po 21. Sprawnie wyskoczyłam z samochodu i zaczęłam iść w stronę drzwi. 
- Ej, a może byś nam pomogła? - usłyszałam krzyk Styles'a.
- Nie, prawdopodobnie nie - odkrzyknęłam, kręcąc przecząco głową.
Chłopak pokazał mi język i odwrócił się do bagażnika.
Jak dziecko - pomyślałam.
Weszłam do ciepłego domu i powoli zaczęłam ściągać kurtkę i buty. Następnie skierowałam się do salonu, gdzie ku mojemu zdziwieniu choinka stała już ubrana.
- Dlaczego choinka już jest ubrana? Ja miałam przecież pomagać - zaczęłam marudzić.
- Oj, skarbie, za długo was nie było i Gemma sama postanowiła się z nią uporać - powiedziała ciocia, klepiąc mnie po ramieniu.
Zrobiłam podkuwkę z ust, patrząc na siostrę Styles, która właśnie weszła do salonu. Dziewczyna nie zważając na moją minę, podeszła i mnie wyściskała.
- Nie przejmuj się, będziesz mogła ją rozebrać. 
- Ale rozbieranie jest nudne. Wolę ubierać.
Dziewczyna już miała coś powiedzieć, kiedy do salonu wszedł Louis z zakupami.
- Przestań się o wszystko dąsać, Niki - mruknął, kiedy zobaczył moją minę.
Przewróciłam oczami, kładąc się na fotelu.
- Widzę, że księżniczka dosiadła swój fotel - usłyszałam głos Styles'a.
Przymknęłam oczy, licząc do dziesięciu w celu uspokojenia się. Jednak nie udawało mi się, dopóki nie usłyszałam głośnego plaska i jęknięcia chłopaka. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że pociera swój policzek. Obok niego stała uśmiechnięta Gemma.
- Za co to było? - spytał Harry.
- Sorry braciszku, ale dziewczyny muszą trzymać się razem - odpowiedziała Gem, przybijając mi żółwika.
Widzę, że mam sprzymierzeńca. 
***
25 grudzień
Siedziałam pod choinką ubrana jeszcze w piżamę i czekałam, aż wszyscy się zejdą i będziemy mogli otworzyć prezenty. Zawsze to było najlepsze podczas świąt. 
- Louis, no chodź już! - krzyknęłam, bo tylko jego brakowało w salonie.
Ciocia i wujek siedzieli przytuleni na kanapie, Gem na fotelu, natomiast ja i Hazz siedzieliśmy zniecierpliwieni przed choinką, patrząc na górę prezentów.
- Już idę - mruknął, siadając koło mnie i całując w policzek.
- Ja rozdaję! - krzyknął Harry.
- Wcale, że nie, bo ja - natychmiastowo zaprzeczyłam.
- W twoich snach, skarbie. Ja zawsze rozdawałem prezenty, taka tradycja - powiedział chwytając pudełko opakowane w papier świąteczny - ten jest dla Ge...
- W takim bądź razie trzeba zmienić tradycję - rzuciłam, wyrywając mu pudełko - Gem, ten jest dla ciebie - podałam dziewczynie, na co ona podziękowała mi uśmiechem.
Wyciągnęłam ręce, żeby dosięgnąć kolejny prezent, kiedy Styles uderzył mnie w nie.
- Louis, on mnie uderzył - powiedziałam - powiedz mu coś.
- Harry, mówię ci coś - zachichotał.
- To nie jest śmieszne.
- Niki, posłuchaj. To jest Harry'ego dom, więc skoro zawsze on rozdawał prezenty, niech tak pozostanie. W domu u nas pewnie też będzie dużo prezentów do rozdania, więc ty je porozdajesz. Umowa?
- No dobra - powiedziałam niechętnie i usiadłam na kolanach chłopaka.
Chłopak objął mnie, smyrając po brzuchu. Mimowolnie na mojej buzi pojawił się uśmiech.
- Louis, przestań - wyjąkałam, chichocząc.
- Niech ci będzie.
Spojrzałam na Loczka, który patrząc na mnie co jakiś czas z dumnym uśmiechem, rozdawał prezenty. Przewróciłam oczami.
- Niki, ten jest dla ciebie - powiedział, trzymając w dłoni pudełko.
- To mi go podaj.
Chłopak mamrocząc coś pod nosem, podszedł do mnie i przekazał prezent. Szybko je otworzyłam i zobaczyłam, że w środku, pomiędzy różowymi papierami, leży biały tablet. Otworzyłam szeroko oczy, uśmiechając się szeroko. Natychmiast odwróciłam się i mocno przytuliłam do brata.
- Dziękuję, Boo. Kocham cię - wymamrotałam mu w szyję.
- Przyjemność po mojej stronie, słońce. Cieszę się, że ci się podoba. Ja ciebie też kocham - cmoknął mnie w głowę.
Odkleiłam się od Louisa i nadal siedząc do niego przodem, oglądałam mój nowy nabytek.
- Wiesz, że jesteś najlepszym bratem na świecie? - spytałam.
- Wiem, a ty mimo, że swojej złośliwości, jesteś najlepszą siostrą na świecie - odpowiedział, powodując, że się uśmiechnęłam.

wtorek, 24 grudnia 2013

Merry Christmas!

Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności. Oby to całe jedzenie poszło nie gdzie indziej jak w cycki. Żeby na waszych ślicznych buźkach zawsze znajdowały się szerokie uśmiechy. Abyśmy w końcu doczekały się chociaż jednego koncertu naszych chłopców. Najlepszych ocen, żebyśmy wszyscy zdali do następnej klasy. Aby wszystkie marzenia Wam się spełniły! Wspaniałych i oddanych przyjaciół! Udanego i szalonego Sylwka, ale nie spijcie mi się na nim za bardzo! I ogólnie wszystkiego, co sobie zamarzycie!
Po za tym, Wszystkiego Najlepszego dla naszego Louisa! Te dzieci tak szybko rosną, c'nie? Jeszcze niedawno świętowałyśmy Jego 21 urodziny, a tu bum, 22 lata na karku! Oby już zawsze był takim zakręconym i beztroskim idiotą, którego tak bardzo kochamy! Sto lat, skarbie!
Poza tym, chwalić mi się, co takiego Mikuś Wam przyniósł pod choinkę? 


piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 53

Po prostu przepraszam ;-;

- Możemy wrócić do domu? Nudzi mi się - mruknęłam szturchając ręką Liama.
- Przestań, fajnie jest - powiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Fuknęłam pod nosem, opierając głowę na oparciu plastikowego krzesełka.
Mieliśmy robić to co JA chcę, a aktualnie znajdowaliśmy się na jakimś stadionie i oglądaliśmy durny mecz piłki nożnej. Nie dosyć, że jest cholernie zimno to będziemy tutaj siedzieć pewnie do końca meczu, ponad godzinę. Ten myśl mnie całkowicie dobija.
- Dla kogo fajnie dla tego fajnie, a mi się nudzi.
- Myślałem, że lubisz mecze piłki nożnej - oznajmił Niall.
- Niby dlaczego? Nigdy nie wykazywałam specjalnego zapału do piłki nożnej, siatkowej i w ogóle do takiego sportu. Co innego taniec czy gimnastyka. Wiecie, stanie na rękach czy robienie szpagatu jest fajne, ale bieganie za piłką to się w końcu nudne robi. Oczywiście, rozumiem, że niektóre osoby uważają takie sporty za hobby lub swoją karierę, ale ja tego nie lubię. Jak patrzę na tych piłkarzy co biegają po murawie to mi się czasami ich szkoda robi, kiedy pomyślę, że muszą biegać 90 minut. Tym da się zmęczyć. Albo jak czasami mają kontuzję to też nie jest za dobrze. Jak w głowę dostaną z piłki rozpędzonej to jeszcze gorzej. Według mnie pod pewnym względem jest to ekstremalny sport. Jednak jakbym innym to powiedziała, oczywiście wy się do nich nie zaliczacie, bo wam już to powiedziałam, to by mnie wyśmiali. Generalnie ja mam swoje zdanie, oni mają swoje i fajnie. Rozumiecie?
Przeniosłam swój wzrok z murawy na chłopaków. Cała trójka się na mnie patrzyła z otwartymi ustami.
- Wow, to było.. głębokie - odezwał się w końcu Niall.
- No właśnie. Nie spodziewałem się tego po tobie. Gratulacje za rozwiniętą wypowiedź - pokiwał głową Liam.
- Okej, dzięki. Więc skoro poznaliście już moje zdanie na temat piłki nożnej to możemy jechać do domu, ale po drodze wstąpić do galerii po prezent na przeprosiny dla Lou. Prooooooooszę.
- Jak chcesz - ku mojemu zdziwieniu Zayn się zgodził - chodźmy.
- Ale jeszcze godzina meczu - powiedział blondyn, robiąc smutną minę.
- No właśnie, my nigdzie nie idziemy, co nie Niall - wtrącił się Liam
- Tak - kiwnął głową.
- To dawaj kluczyki, my pojedziemy sobie, a wy znajdziecie jakiś inny sposób na dojechanie do domu - zaproponował mulat.
Zanim Payne zdążył zaprotestować, Niall podał nam kluczyki. Razem z Zaynem szybko odeszliśmy chłopaków, a za sobą usłyszeliśmy tylko Liama oznajmiającego, iż Niall jest frajerem.
***
- Jak myślisz, spodoba mu się ten prezent? - spytałam niepewnie, zaglądając do torebki.
- Pytasz się o to tysięczny raz. Na pewno mu się spodoba - zapewnił mnie Zayn.
- A jeśli nie? Może on nie lubi prosiaków. Albo tej truskawkowej czekolady. Mówiłam, żeby wziąć mleczną to się uparłeś na tą.
- Najwyżej wyrzuci do kosza albo podpali - zażartował, na co zrobiłam wielkie oczy - żartowałem - mruknął, widząc moją minę.
- Nie masz smykałki to żartów. Już lepsze są te żarty Harry'ego typu "puk, puk".
- Wiem, że kłamiesz - powiedział pewnie, na co przekręciłam oczami - nie masz się czego obawiać. Jestem pewny, że Louis ci wybaczy. Spokojnie wszystko byłoby dobrze, gdybyś po prostu przeprosiła. Sama dobrze wiesz, że on cię mocno kocha i gdybyś powiedziała zwykłe "przepraszam, to już więcej się nie powtórzy" to by cię od razu przytulił, powiedział, że wszystko w porządku, pocałował w czółko, a na koniec nie odkleiłabyś się od niego do wieczoru. Po za tym pewnie byś do niego poszła spać - rzekł, otwierając pilotem bramę.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Jesteście zbyt przewidywalni.
- Wcale, że nie - zaprotestowałam natychmiast trochę piskliwym głosem.
- Sama w to nie wierzysz - uśmiechnął się zarozumiale.
Prychnęłam pod nosem, jednak nie próbowałam dalej zaprzeczać. Przecież sama wiedziałam, że to prawda.
***
- Przepraszam - powiedziałam cicho, stając przed bratem.
Louis podniósł głowę znad laptopa i spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, którego tak bardzo nienawidziłam. Wyciągnęłam rękę, podając torbę z prezentem. Chłopak zajrzał do środka. Po chwili jego wzrok ponownie spoczął na mnie. Odłożył laptopa na kanapę i zdjął okulary z oczu, kładąc je na klawiaturze. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, na co odetchnęłam z ulgą. Brunet rozłożył ręce i kiwnął na mnie głową, żebym się do niego przytuliła. Nie zastanawiając się długo, przyjęłam jego propozycję i skoczyłam na niego, mocno obejmując rękoma jego szyję.
- Ty mój prosiaku, już wszystko w porządku. Kocham cię, mała - powiedział, po czym pocałował w czoło.
- A nie mówiłem! - usłyszałam krzyk Zayna.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że tańczy w drzwiach jakiś dziwny taniec powtarzając, że jest mistrzem. Przewróciłam oczami, ponownie przytulając się do brata.
- O co mu chodzi? - spytał mnie na ucho brunet.
- Przewidział, że powiesz, że wszystko w porządku i pocałujesz mnie w czoło i teraz ma zaciesz. Dziwny jest, no nie?
- Może trochę - zachichotał pod nosem.
- Ale wiesz, ty nie widziałeś najlepszego - krzyknęłam nagle.
Wyciągnęłam z torebki maskotkę i pociągnęłam za jej ogon. Świnka otworzyła pyszczek i zaczęła powtarzać jeden tekst, a mianowicie "kocham cię".
- Magia. Ale gdzie on ma głośniczek? - spytał, przystawiając tyłek prosiaka do ucha - o ja cię, on ma głośnik w dupie - zachichotał.
- Boże, kogo ja mam za brata? - wymamrotałam pod nosem.
- Ej, słyszałem - burknął Tommo.
- Miałeś słyszeć - powiedziałam śpiewająco.
- Ty, uważaj, bo prezentu na gwiazdkę nie dostaniesz - ostrzegł chłopak.
- No weź, taki zły to ty przecież nie jesteś - szturchnęłam go.
- A zakład?
- Nie zrobisz mi tego - rzuciłam pewnie.
- No nie zrobię, za bardzo cię kocham.
- Jak bardzo? - spytałam zaciekawiona.
- Louis, jak bardzo mnie kochasz?
- Spróbuj policzyć teraz gwiazdy na niebie. Tak właśnie cię kocham - powiedział, uśmiechając się szeroko.
- Jest 16, no dzięki - założyłam ręce na piersi.
- Ups, coś mi nie wyszło - zachichotał - ale i tak cię kocham - rzekł, by następnie pocałować mnie w policzek.
***
9 dni później
- Niki, pośpiesz się. Zaraz jedziemy do Holmes Chapel - usłyszałam krzyk Harry'ego z dołu.
Otworzyłam szeroko oczy. Zupełnie zapomniałam o tym, że ja, Louis i Harry jedziemy tam na święta. 
Usłyszałam kroki, ktoś kierował się na piętro. Mając na myśli ktoś, chodzi o Harry'ego. Tylko on tak głośno stawia kroki. Przeniosłam wzrok z ekranu laptopa na moje wpółnagie ciało, byłam tylko w majtkach, staniku i skarpetkach. Migiem rzuciłam się do garderoby, w międzyczasie słysząc otwierające się drzwi.
- Gdzie jesteś? - spytał Harry.
Spróbowałam zastygnąć w bezruchu, ale skończyło się na tym, że przewróciłam stojak z ubraniami, który narobił sporo hałasu.
- 3 minuty.
W jak najszybszym czasie wybrałam jakiś zestaw ubrań. Pośpiesznie ubrałam się, a następnie doczłapałam do walizki. Wyrzuciłam na podłogę ubrania, których jeszcze nie oddałam do prania po ostatniej wizycie w NY. Kiedy przypadkowe ciuchy oraz prezenty dla Harry'ego i Louisa znalazły się wewnątrz pudła w kwiatowe wzory, pociągnęłam je do pokoju. Nie zwracając uwagi na Loczka przeglądającego mojego laptopa, dopakowałam kilka mniej potrzebnych rzeczy.
- Gotowe - poinformowałam uśmiechnięta, prostując się.
- To dobrze.. moja dziewczyno - zachichotał.
- Co? - spytałam totalnie zbita z tropu.
- No, fanki na tt zastanawiają się czy my przypadkiem nie jesteśmy w ukrywanym związku.
- Co, a ostatnio robiły dramę, że spotykasz się z Taylor.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, dlaczego ty ciągle twierdzisz, że jesteśmy parą? 
- Bo przyjaciele nie trzymają się za rękę i nie przyjeżdżają do swoich hoteli o 3 rano - pokiwałam głową - lepiej napisz na tt, że jesteś wobec mnie tylko bratem, a ja spadam na dół.
Chwyciłam za rączkę od walizki i pociągnęłam ją na korytarz, gdzie zobaczyłam Niallera. Chłopak szykował się do wyjazdu do rodziny od Irlandii.
- Jak dobrze cię widzieć! Zanieś mi walizkę na dół, dziękuję! - nie czekając na jego sprzeciwy zbiegłam po schodach.
Ubrałam na siebie kurtkę i wybiegłam na dwór, gdzie zastałam Louisa, który przez płot rozmawiał z fankami. Na podjeździe zauważyłam czarnego Range Rovera, którym zapewne będziemy jechać do rodzinnego miasta Stylesa. Otworzyłam tylne drzwi i zaczęłam majstrować przy fotelu, próbując odchylić go do tyłu.
- Louis, tu są te prezenty - usłyszałam krzyk Zayna.
Uśmiech sam wpełzł na moją buzię. Przez ostatnie dni, szukałam w całym domu tych prezentów. Nie sądziłam, że Mulat sam podstawi mi je przed nos. Zobaczyłam, że Louis dalej zajmuje się fankami, a Zayn kieruje do domu, więc skorzystałam z tego momentu, że nikt mnie nie zauważył i doskoczyłam do czerwonego worka. Otworzyłam go i pierwsze, co mi wpadło w oczy to dwa opakowania nowej wersji Furby'ego. Jeden był czarny, a drugi żółty. Otworzyłam szeroko usta, przecież nigdzie jeszcze nie można tego kupić. Mimo, że jest to zabawka dla dzieci, bardzo chciałam ją dostać. Przecież nie każda maskotka mówi własnym językiem, płacze, śmieje się, wzdycha, tańczy i robi wiele innych rzeczy. Może nawet rozmawiać z innym Furby'm. Uśmiechnęłam się szeroko i chciałam wziąć do ręki pudełko, kiedy za plecami usłyszałam czyjeś chrząknięcie. Niepewnie odwróciłam się i ujrzałam za sobą Harry'ego i Louisa. Obydwoje mieli założone ręce.
- Mogę wiedzieć co ty robisz? Święta są kilka dni. Odkładaj to do środka i lepiej zapomnij, co widziałaś - powiedział mój brat.
- A chociaż jednego mogę otworzyć? - spytałam uśmiechając się słodko - proooooooszę
- Nie, nie możesz. To są prezenty, które dostaniesz po kolacji bożonarodzeniowej - odpowiedział Harry.
- Ale jeden, tylko jeden. Żółtego Furby'ego. Błagam. I dam wam spokój. Proooooooszę.
- Nie. Wsiadaj do samochodu - rozkazał Loczek, usadawiając się na miejscu kierowcy.
- Nie, ja chcę jednego otworzyć - tupnęłam nogą jak 5-letnie dziecko.
- Ale dasz nam spokój, wtedy na całą drogę? - spytał Louis, na co szybko pokiwałam - to sobie otwórz, ale tylko żółtego.
Podał mi go do ręki pudełko, a resztę prezentów włożył do bagażnika. Zapiszczałam cicho i wpakowałam się na tylne fotele, przytulając do siebie opakowanego Furby'ego. Kiedy zapięłam pasy, rozerwałam pudełko i podałam bratu maskotkę oraz mojego iPhone'a, żeby połączył zwierzaka z aplikacją na telefonie. Kiedy wszystko było już gotowe, mała Zula zaczęła tańczyć.
- Awh, ale to słodkie - powiedziałam zauroczona nową zabawką.
- Zwykła zabawka, która tańczy. Nie rozumiem twojej fascynacji - Harry obrócił się do mnie, kiedy stanęliśmy na światłach.
- Weź, nie znasz się - popchnęłam jego głowę, żeby odwrócił się z powrotem do przodu.
- Takie moje zdanie. Jak byłem mały, nie było takich zabawek. Po prostu wychodziliśmy na dwór i spędzaliśmy czas aktywnie.
- Ale teraz to ty się użalasz, wiesz o tym? - spytałam.
- Dajcie już spokój. Co z tego, jak kto spędza czas wolny. Święta są, cieszmy się - powiedział Louis, na co pokiwałam głową, ponownie zajmując się zwierzakiem.
***
Otworzyłam oczy, kiedy poczułam, że stajemy. Przetarłam je lekko zaciśniętymi dłońmi.
- Jesteśmy na miejscu? - wychrypiałam, chwytając Zulę.
- Nie, jeszcze godzina drogi. Stanęliśmy na stacji. Idziesz czy zostajesz? - spytał brat.
- Idę - wyskoczyłam z auta, mocno trzymając w ręce zwierzaka.
We trójkę weszliśmy do środka budynku. 
- Gdzie jest kibel? - spytałam się ekspedientki, co spotkało się z widocznym obrzydzeniem z jej strony.
- Niki, jak ty się odzywasz? Nie wstyd ci? - zbeształ mnie Louis.
- No co? - wzruszyłam ramionami.
- Weź idź już się załatwić.
- Ale nie wiem, gdzie jest kibel.
- To nie jest kibel, tylko ubikacja, jasne? Jest za tobą, idź i przestań tak mówić - powiedział ostro brat.
Przekręciłam oczami, podając mu mojego zwierzaka i skierowałam się do siusialni. Załatwiłam swoje sprawy, po czym wyszłam z łazienki. Rozejrzałam się, szukając któregoś z chłopaków. W alei z gazetami stał Harry. Bez zastanowienia podeszłam do niego od tyłu. Zajrzałam mu przez ramię i zorientowałam się, że przegląda gazetkę playboy'a.
- Ale z ciebie zboczuch - mruknęłam, na co podskoczył lekko, wypuszczając przedmiot z rąk.
- Niki, ja tylko czekałem na ciebie - wytłumaczył szybko, odkładając gazetę na swoje miejsce.
- Ta, jasne - rzuciłam sarkastycznie i odwróciłam się do niego - gdzie Louis?
- Przy słodyczach.
Kiwnęłam głową i poszłam w tamto miejsce, jednak po drodze zatrzymały mnie trzy dziewczyny. Spojrzałam na nie z ciekawością.
- Gratulacje - powiedziała najwyższa z nich, blondynka.
- Co? - zmarszczyłam brwi.
- No ty i Harry - rzuciła jakaś brunetka.
- Ja i Harry co?
- No związek. Gratulacje i szczęścia - rzekła murzynka, na co ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Jaki związek? O co wam chodzi? - spytałam piskliwym głosem, a one wymieniły ze sobą spojrzenia.
- Patrz - blondynka podała mi swoją komórkę.
Zerknęłam na ekran i kiedy przeczytałam tweet'a Harry'ego o tym, że naprawdę jesteśmy razem, zrobiłam się cała czerwona na buzi ze złości.
- Już po nim - warknęłam pod nosem, oddając dziewczynie telefon.
Odwróciłam się na pięcie i kiedy odnalazłam wzrokiem Loczka, zaczęłam biec do niego. Ten spojrzał na mnie i jakby sobie uświadomił, o co chodzi, bo wybiegł na zewnątrz, uśmiechając się chytrze.
- Styles, chodź tutaj - wydarłam się, biegnąc za nim. 
Próbowałam go dogonić, ale biegł zdecydowanie za szybko. Zanim się obejrzałam był kilkadziesiąt metrów daleko ode mnie, na jakieś łące. Założyłam ręce i wolnym krokiem zaczęłam iść w jego kierunku. Ku mojemu zdziwieniu, on zaczął iść w moją stronę. Kiedy już był na wyciągnięcie ręki, złapałam go, ale chłopak niespodziewanie zaczął biec, co skończyło się na tym, że leżałam na ziemi, z buzią w śniegu. Szybko podniosłam się i zaczęłam wycierać twarz mokrymi rękawiczkami, co nie wyszło na dobre, bo moja twarz jeszcze bardziej zaczęła szczypać. Powiedziałam pod nosem kilka bluźnierstw, po czym poszłam do samochodu. Usiadłam na moim miejscu i pierwsze co, kopnęłam fotel Styles'a.
- Frajer - burknęłam, spoglądając w przednie lusterko, na którym widziałam Harolda. 
- Nie jestem frajerem, jestem twoim nowym chłopakiem, kotku - zamruczał.
- Coś mnie ominęło? - spytał zdezorientowany Tommo.
- To, że ten idiota napisał na tt, że jesteśmy parą - powiedziałam zła.
- Harry?
- No Louis, wiesz, że to są takie żarty - zachichotał zielonooki, wyjeżdżając z parkingu.
Fuknęłam pod nosem, a następnie wyrwałam Furby'ego z rąk brata. Założyłam słuchawki na uszy i wściekła spojrzałam na przemijające widoki za oknem.

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 52

Hey, hi, hello.
Nowy rozdział. Oby się spodobał. Nie sprawdzałam go, bo już mi się nie chciało. Jakby co zrobię to dopiero jutro wieczorem. Nie wiem kiedy kolejny rozdział. Dodawajcie komentarze. Kocham Was. ♥

Kiwając na dziewczynę głową, skierowałam się na hol. Poczekałam, aż przyjaciółka się ubierze i razem wyszłyśmy do chłopaków.
- Hej wam - uśmiechnęłam się słabo.
- Dlaczego nie masz nic na sobie? Chora jesteś! Wracamy do domu. Cześć wam - powiedział Louis i od razu zaczął ciągnąć mnie do środka budynku.
- Louis... Lou, a nie masz ochoty jeszcze trochę pogadać z nimi? - spytałam spanikowana.
Zagryzając wargę, wyrywałam rękę z uścisku brata. Zrobiłam to na tyle pechowo, że zahaczyłam bandażem o ekspres przy kurtce chłopaka. Syknęłam, co przykuło jego uwagę. Najpierw spojrzał na moją twarz, a następnie na dłoń.
- Co ci się stało?
- Um... Yy... - nie wiedziałam co powiedzieć.
- Chodź, przemyję ci to i zrobię nowy opatrunek, a ty gadaj, co się stało? - popchnął mnie w kierunku drzwi.
- Ja nie chcę, idę przywitać się z chłopakami. Nara, bracie.
Odwróciłam się z zamiarem pójścia do nich, ale Louis skutecznie mi to uniemożliwił. Przerzucił mnie przez swoje ramię i wszedł do domu.
- Nie denerwuj mnie. Jesteś jeszcze chora, nie będziesz latała po dworze, rozumiesz? - spytał, stawiając mnie na podłodze.
- Ale Loueh, ja chcę tam!
- Szczerze, mało mnie obchodzi, że tam chcesz, idź do kuchni - mruknął, ściągając buty, a ja zesztywniałam.
- Do k-kuchni? - przygryzłam wargę - a może chodźmy do salonu, chciałabym z tobą porozmawiać.
- Ze mną, o czym? Co znowu przeskrobałaś? - westchnął - a z resztą, powiesz mi jak będę ci robił ten opatrunek. Pójdę po apteczkę, a ty poczekaj na kanapie.
- NIE! - wydarłam się, łapiąc go za rękę.
Chłopak zmarszczył brwi, posyłając mi zdziwione spojrzenie.
- Niki, co się dzieje? Mów - zażądał.
- To chodź do salonu. Mówiłam, że chcę z tobą porozmawiać.
Wyprzedziłam go i zrobiłam wielkie oczy. Zapomniałam, że szyba była pęknięta. Nie zastanawiając się długo, odwróciłam się i wypchnęłam bruneta z powrotem, zanim zdążył cokolwiek zobaczyć.
- Niki, co ty robisz? Zwariowałaś?
- Po prostu.. zmieniłam zdanie - wymyśliłam szybko - tak, zmieniłam zdanie. Chcę z tobą porozmawiać tutaj, w holu.
- No nie żartuj sobie, idziemy do salonu i koniec kropka - powiedział zirytowany.
Zanim się obejrzałam, niebieskooki stał już w salonie. Przymknęłam oczy przerażona, kiedy do moich uszu dobiegł wrzask Louisa, który kazał mi przyjść do salonu. Zdenerwowana oblizałam wargi i niepewnym krokiem weszłam do pomieszczenia.
- Co się stało z tą szybą?!
Zacisnęłam usta, błądząc wzrokiem po całym pokoju, byle nie patrzeć na brata.
- Niki, co się stało? - ponowił pytanie Lou.
- J-ja nie chciałam. P-przepraszam - szepnęłam.
Zerknęłam na Tommo, ale pod wpływem jego spojrzenia, spuściłam wzrok na moje szaro-białe emu, które w tym momencie zrobiły się dla mnie bardzo fascynujące. Po kilku sekundach usłyszałam głośne westchnięcie, a następnie odgłos stawianych kroków. Poczułam jak chłopak obejmuje mnie mocno ramionami, wtulając w swoją klatkę piersiową. Lekko zdziwiona, odwzajemniłam jego uścisk.
- No, już spokojnie. Trochę za ostro cię potraktowałem, w końcu to tylko głupia szyba - potarł rękoma moje plecy.
- Ale to nie wszystko - wyszeptałam wystraszona.
- No już, spokojnie. Nic ci nie zrobię, tylko mów. Nie będę się gniewał - zapewnił mnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - pocałował mnie lekko w głowę.
- Rozwaliłamnamcałąkuchnię - wymamrotałam szybko w koszulkę brata.
- Co?
- Rozwaliłamnamcałąkuchnię.
- Co? - spytał ponownie brat.
- Rozwaliłam nam całą kuchnię! To! - krzyknęłam, odsuwając się od bruneta.
Usta chłopaka uformowały się w literkę "o", a następnie jakby dotarło do niego co zrobiłam, bo wybiegł z salonu, zapewne do kuchni.
- Nicola Alexandra Tomlinson do mnie! - usłyszałam ryk niebieskookiego.
A przecież obiecał - pomyślałam rozgoryczona
Zacisnęłam mocno oczy, jednak skierowałam się w kierunku brata. Stał pośrodku kuchni. Dostrzegłam, że jego klatka piersiowa opada i unosi się bardzo szybko, naprawdę bardzo się zdenerwował.
- Coś ty do cholery zrobiła z kuchnią?!
- Mówiłam, że rozwaliłam ją całą. To było przez przypadek. Naprawdę mi przykro - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie obchodzi mnie czy przez przypadek, czy nie! Ważne, że ta kuchnia nie nadaje się w ogóle do użytku! Rozwalić szybę jeszcze zrozumiem, ale kuchnię?! Dziewczyno, co z tobą nie tak?! Coś ty myślała, psując tą kuchnię?! Że nie będę się gniewał i co?! Może, że ci, nie wiem, podziękuję?! Przestań zachowywać się jak jakaś rozkapryszona księżniczka! Nie jesteś nią! - z każdym kolejnym zdaniem krzyczał coraz głośniej.
- Ale Louis... - zaczęłam, krztusząc się łzami.
- Żaden Louis! Zejdź mi z oczu!
Pociągnęłam nosem, po czym wybiegłam z kuchni. Na holu zobaczyłam Liama i Andy'ego. Mieli zatroskane miny. Nie zwracając uwagi na ich wołania, wbiegłam po schodach, potykając się kilka razy. Wchodząc do pokoju, pierwsze co zrobiłam to zamknęłam drzwi na klucz, a następnie zakopałam się pod kołdrę. Po moich policzkach cały czas lały się łzy. Nie miałam siły nawet ich ścierać. Naprawdę nie chciałam zniszczyć tej kuchni. Jaki cel bym w tym miała? Żaden przecież.
***
- Niki, kwiatuszku, proszę otwórz nam - kolejny raz do drzwi zapukał Liam.
Było już grubo po 11pm, a ja ani razu w ciągu ostatnich godzin nie wyszłam z pokoju, a co dopiero coś powiedziałam. Leżałam bezczynie zakopana pod kołdrą, rysując kółeczka na poduszce.
- Słońce, proszę cię, wyjdź - usłyszałam tym razem Niallera.
- Nie gniewamy się - dodał Zayn.
Pociągnęłam nosem, chowając buzię w błękitnej pościeli. Nie miałam ochoty na towarzystwo chłopaków. Teraz chciałam pobyć zupełnie sama, ale oni chyba nie mogli tego zrozumieć. Trudno i tak im nie otworzę. Na razie mogą o tym zapomnieć.
- No dobra, skarbie. Na razie damy ci spokój, ale pamiętaj, że my się gniewamy. Naprawdę. A Tomlinsonem się nie przejmuj, przejdzie mu niedługo. Zobaczysz - powiedział Liam - słodkich snów, mała.
Następnie usłyszałam oddalające się kroki. Odetchnęłam z ulgą, w końcu mam spokój. Usiadłam na chwilę na łóżku, żeby przewrócić poduszkę na drugą stronę. Ta, na której do tej pory leżałam, przemokła od moich łez. Zamknęłam oczy, kiedy moja głowa zetknęła się z miękką powierzchnią. Ziewnęłam głośno, mrugając kilkakrotnie oczami. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczona. Ta cała kłótnia z Louisem i ciągły płacz mnie naprawdę wykończyły. Nie zastanawiając się długo, przewróciłam się na lewy bok, aby po chwili zasnąć.
***
Stałam przy drzwiach już kilka minut, rozważając czy wyjść z pokoju, czy jednak spędzić w nim cały dzisiejszy dzień. Z jednej strony pragnęłam zejść na dół, bo tutaj nie miałabym co robić; wszystkie gadżety zostały w salonie, z drugiej jednak obawiałam się spotkania z bratem. Sam mi powiedział, żebym zeszła mu z oczu. Wzięłam głęboki wdech i już miałam odkluczyć drzwi, kiedy ktoś do nich zapukał. Wstrzymałam oddech, obawiając się, że to może być Louis.
- Niki, mała chodź do nas na dół - ku mojemu szczęściu usłyszałam łagodny głos Mulata.
Zagryzłam wargę i otworzyłam drzwi, stając przed chłopakiem. Uśmiechnął się lekko do mnie z widoczną ulgą.
- Mój skarbie mały, myślałem, że mi nie otworzysz - odezwał się pierwszy.
- Louis nadal jest zły? - spytałam. 
- Um.. Tak - skinął głową niepewnie.
Spuściłam głowę, patrząc na moje bose stopy.
- Ale ja naprawdę nie chciałam - bąknęłam.
- Wiem i naprawdę nie przejmuj się Louisem. Mówię ci; pogniewa się, pogniewa i mu przejdzie - uszczypnął mnie lekko w policzek, żebym na niego spojrzała.
Zrobiłam to i zobaczyłam, że chłopak się szeroko uśmiecha.
- Myślisz?
- Ja to wiem - poczochrał mi włosy, na co lekko się uśmiechnęłam - a teraz chodź na dół. Zjesz coś, a później ja, Liam i Niall zajmujemy się tobą cały dzień - pomachał rękoma, aby podkreślić słowo "cały".
Zaśmiałam się, a następnie wyminęłam brata. Tak, był dla mnie bratem. Jednym z pięciu najlepszych na świecie. Mimo tego, iż byłam pokłócona z Tommo, nadal uważałam, że jest najlepszy. Dobrze wiedziałam, że mu na mnie zależy, że się o mnie troszczy i co najważniejsze - że mnie kocha. Nawet jakbyśmy byli śmiertelnie ze sobą pokłóceni, ciągle darli koty i robili dużo innych, złych rzeczy względem siebie - byłam pewna, że gdyby coś mi się stało, bez zastanowienia byłby przy mnie i nie opuścił mnie. Louis Tomlinson aka najlepszy brat na świecie. 
- Widzę, że już jest lepiej - usłyszałam wesoły głos Niallerka.
Zeskoczyłam z barierki i mocno przytuliłam blondyna. On natomiast, niespodziewanie, podniósł mnie wysoko, na co cicho pisnęłam. Z ust chłopaka wydobył się szalony rechot. Przerzucił mnie przez swoje ramie i pobiegł do salonu. W między czasie zerknęłam w kierunku kuchni. W środku było pusto, nie było tam zupełnie nic. 
- Kiedy zdążyliście sprzątnąć kuchnie? - spytałam niebieskookiego.
- Dzisiaj wstaliśmy wcześnie rano i we czwórkę to zrobiliśmy. Aż jestem zdziwiony, że się nie obudziłaś. Narobiliśmy naprawdę wielki hałas - przyznał, kładąc mnie na kanapie.
- Taa, byłam bardzo zmęczona i nic nie było w stanie mnie obudzić.
- Zdaję sobie z tego sprawę, przepłakałaś z połowę nocy - mruknął, podając mi talerz z tostami. 
- Skąd wiesz? - spytałam, biorąc wielkiego gryza.
- Siedzieliśmy pod drzwiami prawie do 12, słyszeliśmy - powiedział Zayn, wchodząc do salonu.
Kiwnęłam głową i przyglądałam się Mulatowi, który wziął jakieś żółte wiadro.
- Co tam masz?
- Twojego transwestytę. Znaleźliśmy go pod kaloryferem; jeszcze trochę i by wyschnął od tego ciepła. Akwarium było u ciebie w pokoju, więc włożyliśmy go do wiadra - wytłumaczył mi.
- A pies, gdzie jest mój pies? - spytałam z pełną buzią.
- Czasami się zastanawiam, po co ci te zwierzaki, skoro ty nie wiesz, gdzie one są. Taka to jest twoja opieka nad nimi - wyznał niebieskooki, na co zamroziłam go wzrokiem.
- W ogrodzie, przeszkadzała nam w wynoszeniu mebli z kuchni. Ciągle plątała się pomiędzy nogami - rzucił Zayn i wyszedł z salonu z wiadrem w ręku.
- Ej, a tak w ogóle gdzie jest Liam i Louis?
- Pojechali obejrzeć jakieś nowe meble. Niedługo powinni wrócić, bo wiesz.. Liam musi być podczas naszego dnia - szturchnął mnie. 
- Gdzie mnie zabieracie?
- Nie wiem. Do kina, na lodowisko, na London Eye. Gdziekolwiek chcesz.
- Zapowiada się fantastyczny dzień - przyznałam.
- I uwierz mi, taki będzie - Niall uśmiechnął się szeroko, a następnie cmoknął mnie lekko w policzek.
***
- Niki, miałaś być na dole 10 minut temu! - usłyszałam krzyk Liam'a.
Przekręciłam oczami; przecież musiałam się wyszykować, a oni dali mi tylko 5 minut. To przecież normalne, że w takim czasie się nie wyrobię. Przejrzałam się w lustrzę i przyznałam sama przed sobą, że wyglądam fenomenalnie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, a następnie pobiegłam do drzwi. 
- Już jestem - stanęłam przed moim łysolem.
Chłopak posłał mi uśmiech, a następnie podał najpierw kurtkę, a następnie komin, czapkę i rękawiczki. Biorąc pod uwagę, że przez ostatni tydzień byłam chora, bez żadnych sprzeciwów założyłam je. Migiem włożyłam jeszcze beżowe emu i wyszliśmy z domu. Przy samochodzie stali Niall i Zayn; rozmawiali, a ten drugi palił jeszcze papierosa.
- Gotowa na wspaniały dzień? - spytał blondyn, kiedy nas zobaczył.
- Oczywiście - odpowiedziałam szeroko uśmiechnięta.
- To do samochodu - odezwał się mulat, gasząc papierosa.
Posłusznie weszłam do środka białego Mercedesa Niallera. Chłopak zajął miejsce kierowcy, na miejscu pasażera usiadł Zayn, a ja i Liam z tyłu. Po zapięciu pasów, blondyn wyjechał z podwórka. 
Najlepszy dzień świata czas.