sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 2

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Po około 3 godzinach stewardessa 'nakazała' zapiąć pasy, gdyż będziemy lądować. Zapięłam je, wyłączyłam iPod'a i schowałam ją do torebki, a następnie znów zamknęłam oczy. Po 20 minutach już wychodziliśmy z samolotu.
Kiedy dostałam swoje walizki, zaczęłam rozglądać się za osobą, która na mnie miała czekać. Nawet nie wiedziałam czy to kobieta, czy mężczyzna. Po prostu super. Nagle moją uwagę przykuła kartka, na której wielkimi literami napisane było 'WELCOME NICOLA'. Następnie spojrzałam na osobę, która ją trzymała. Była to kobieta. Niepewnie podeszłam do niej.
- Dzień dobry, jestem Nicola - przywitałam się.
Oczywiście po angielsku. Na szczęście opracowałam go do perfekcji.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się kobieta i przytuliła mnie - na reszcie cię znalazłam - szepnęła mi do ucha wilgotnym głosem - jestem Jay, ale możesz na mnie wołać mamo. Chyba, że chcesz na mnie mówić ciociu - dodała, kiedy mnie puściła.
- Chyba przystanę na mamo. Muszę się jakoś przyzwyczaić do nowej sytuacji, a to mi w nim pomoże.
- Jasne, jak chcesz córciu - uśmiech nie schodził jej z twarzy - to może już jedźmy, bo dziewczynki pewnie się niecierpliwią.
- Dziewczynki?
- Masz jeszcze 4 sióstr, no i jeszcze starszego brata - poinformowała mnie.
- Fajnie. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo - rzekłam uśmiechnięta - możemy jechać, tylko wezmę swoje rzeczy - dodałam.
- To chodźmy - rzekła mama.
- Oczywiście - powiedziałam i skierowałyśmy się do moich walizek.
- Ale tego zabrałaś - zaśmiała się.
- Oj tam, oj tam. Musiałam to wszystko wziąć.
- Dobra, to już chodźmy - powiedziała mama.
Rany, ale to dziwnie brzmi. Przed chwilą poznałam tą kobietę, a już mówię na nią mamą. Ale jak powiedziałam - chcę zacząć nowe życie, a to mi w tym pomoże.
Wzięłyśmy moje rzeczy i poszłyśmy do samochodu. Włożyłyśmy moje walizki do bagażnika i odjechaliśmy.
Po około 15 minutach byłyśmy już pod dużym, jednorodzinnym domem. Obok niego był garaż, a przed nim podjazd. Cały budynek był biały, natomiast ramy od okien i drzwi - ciemnobrązowe. Zanim weszło się do domu, był ganek. W nim była niewielka ławeczka, a na drewnianych kwietnikach były doniczki z kwiatkami.
Weszłyśmy do domu i od razu usłyszałam piski i krzyki jakiś osób:
- Aaaa... Przyjechały!
Zaraz po tym podbiegły do mnie dwie bliźniaczki. Na oko 9 lat. Uśmiechnęłam się pod nosem i kucnęłam na przeciwko nich.
- Cześć jestem Nicola, a wy? - spytałam.
- Ja jestem Daisy, a to jest Phoebe - rzekła jedna z nich.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęłam się.
- Nam ciebie też - powiedziała Phoebe.
- A pobawisz się z nami? - spytała Daisy.
- Jasne, tylko dajcie mi 10 minut, okej? - spytałam.
Ona na kiwnęła głową i razem z Phoebe pobiegły w stronę, z której przybiegły. Ja natomiast stanęłam na prostych nogach, a przed sobą zobaczyłam dwie inne dziewczyny.
- Hej, jestem Lottie - powiedziała pierwsza, cały czas się uśmiechając.
- A ja Fizzy - dodała druga, też uśmiechając się.
- A ja jestem Nicola. Miło mi was poznać - odwzajemniłam uśmiech.
- Nam też - powiedziała Lottie - mam nadzieję, że się jakoś dogadamy.
- Nie tylko ty masz taką nadzieję.
- A może tak chodźmy do salonu, a nie będziemy na korytarzu stać - zaproponowała Fizzy.
- Jasne - poparłam ją i we trójkę skierowałyśmy się do salonu.
Zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się, że Lottie ma chłopaka. Że ich brat ma zespół, ale nie pytałam się o więcej, bo i tak kiedyś się dowiem. One natomiast dowiedziały się, że kocham tańczyć i moja 'przyjaciółka' powiedziała, że nie możemy się przyjaźnić skoro wyjeżdżam. Pewnie byśmy rozmawiały dłużej, gdyby nie to, że to salonu przybiegły bliźniczki i zaciągnęły mnie do swojego pokoju, bo miałam się z nimi pobawić. Daisy i Phoebe wybrały zabawę w szkołę. Do naszej zabawy Lottie i Fizzy. Daisy i Pheobe były grzecznymi uczennicami, Lottie złą dziewczyną, a Fizzy barbie. Ja natomiast zrzędliwą nauczycielką. Miałyśmy z tego wszystkiego niezły ubaw. Ale niestety naszą zabawę przerwała mama. Powiedziała, że jest już kolacja. Na posiłek były kanapki z herbatą. Po kolacji Daisy i Phoebe poszły się myć i spać. Natomiast ja z Lottie i Fizzy postanowiłyśmy, że będziemy spać dzisiaj razem. Wtedy bardziej się poznamy. Po umyciu się poszłyśmy do pokoju Lottie. Usiadłyśmy koło siebie i zaczęłyśmy plotkować i śmiać się. Mama co jakiś czas przychodziła i nas uciszała, ale to i tak nic nie pomagało, bo chwili znów śmiałyśmy się na cały głos. Położyłyśmy się około 1. Współczuję dziewczyną, które muszą wstać o 8:00, bo idą do szkoły. Ja natomiast mogę spać ile mi się chce, bo mama powiedziała, że w tym roku nie już do szkoły.
Bardzo polubiłam wszystkie 4 dziewczyny. Na początku myślałam, że się nie polubimy, ale się pomyliłam. Naprawdę są fantastycznymi osobami. Miłe, przyjacielskie, dowcipne. Już wiem, że po za tym, że jesteśmy siostrami zostaniemy przyjaciółkami. Tak rozmyślałam o tym wszystkim, że nawet nie zauważyłam jak zmorzył mnie sen.
***
Obudziłam o 10:36. W domu już nikogo nie było. Zbiegłam na dół i weszłam do kuchni.. Na stole leżała karteczka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
Nicolo,
Śniadanie jest w półce nad zlewem. Dziewczynki są w szkole, a ja w pracy. Będę około 20:00. Odbierz bliźniaczki ze szkoły. Kończą o 13:30. Na drugiej stronie masz adres szkoły.
Skończyłam czytać, odwróciłam kartkę i rzeczywiście był tam adres szkoły. Mam nadzieję, że nie będzie trudno się tam dostać. Ale o tym pomyślę się później. Podeszłam do półki i wzięłam śniadanie. Były to naleśniki. Mniam. Sięgnęłam z lodówki bitą śmietanę i polewę kokosową. Wzięłam talerz i poszłam do salonu. Włączyłam sobie telewizor i zostawiłam na jakimś programie plotkarskim. Mówili jakieś bzdury o gwiazdach, jednak nie przełączałam kanału. Najbardziej zaciekawił mnie jeden artykuł. Otóż mówili w nim, że Louis Tomlinson, piosenkarz sławny na cały świat, w sobotę wraz ze swoimi przyjaciółmi przyjeżdża do miasta, gdzie się urodził, poznać siostrę, która jak była mała została porwana. Trochę dziwne. U mnie jest tak samo. Mój brat przyjeżdża w sobotę, by mnie poznać i też przyjeżdża z przyjaciółmi. Ale to pewnie tylko zbieg okoliczności. Przecież on może jechać zupełnie drugą część Anglii, a nie do Doncaster.
Po zjedzonym posiłku poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z walizki ubrania i poszłam do łazienki.. Była dzisiaj bardzo ładna pogoda, dlatego ubrałam się w to i związałam sobie włosy w warkocza wplatanego.
Zeszłam z powrotem do salonu. Przełączyłam na stacje muzyczną i akurat był program, w którym leciały same piosenki One Direction. Śpiewałam razem z nimi. Co jak co, ale muzykę One Direction to lubię. Mam nawet kilka ich piosenek na telefonie, ale nie jestem żadną napaloną na nich fanką. Nie interesuję mnie ich życie prywatne i w ogóle jak wyglądają. Wiem tylko, że zajęli 3 miejsce w brytyjskim X Factorze i, że jeden jest Irlandczykiem, ale nic po za tym. Szczerze to dzisiaj zobaczyłam ich po raz pierwszy w życiu. Ale chwila... Przecież jeden to jest ten cały Louis Tombinson? Tomgson? Tomlinson? Tak, Tomlinson! Louis Tomlinson! Nawet nie wiedziałam, że on jest w zespole. Myślałam, że śpiewa solo...
Spojrzałam na zegarek. 13:03. Muszę już wyjść po bliźniaczki. Włożyłam do kieszeni spodni telefon i trochę kasy. Następnie poszłam do kuchni, wzięłam kartkę z adresem i klucze, które leżały obok kartki.
Zamknęłam dom na klucz i poszłam. Trochę trudno było mi znaleźć adres, ale jakaś staruszka wskazała mi drogę. Kiedy weszłam do szkoły akurat zadzwonił dzwonek. Zaraz po tym zauważyłam Daisy i Phoebe wybiegające z klasy. Gdy tylko mnie zobaczyły, podbiegły do mnie i przytuliły. Ja natomiast kazałam im szybko zmieniać buty, bo musiałyśmy jeszcze kupić coś na obiad. Już po kilku minutach szłyśmy w stronę sklepu. Dziewczynki mnie prowadziły.
Weszłyśmy do sklepu. Wzięłam koszyk. Postanowiłam zrobić jedyne danie jakie umiem, mianowicie spaghetti. Po kilku minutach w koszyku wylądowały w nim kluski do spaghetti, sos bolognese i ser żółty. Następnie podeszłyśmy do zamrażarki. Po namowie z dziewczynkami wyjęłam z niej trzy opakowania Chok Blok. Jedne waniliowe, drugie czekoladowe, a trzecie truskawkowe. Wszystkie włożyłam do koszyka. Następnie skierowałyśmy się do kasy. Po drodze chwyciłam jeszcze 3 wispy.
- 13 funtów - powiedziała kasjerka niemiłym tonem.
Podałam jej pieniądze nic nie mówiąc.
- Dziękujemy i zapraszamy ponownie - uśmiechnęła się sztucznie.
- Chyba jednak nie skorzystam - prychnęłam i wyszłam, a bliźniaczki zaraz za mną - dziewczyny, chcecie wipsa?
- Jasne - powiedziała uradowana Daisy.
Podałam im je i poszłyśmy do domu.

4 komentarze: