sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 51

KOMENTOWAĆ, BO INACZEJ ROZDZIAŁY BĘDĄ DODAWANE JESZCZE RZADZIEJ!

Chłopaki i bliźniaczki wyszły ode mnie około 14:30. Naprawdę wspaniale spędziłam z nimi czas, poznałam ich bardziej. Natomiast po Lilly miał przyjechać po pracy, którą kończy o 16, więc miałyśmy jeszcze ponad godzinę wspólnego zamulania.
Podczas naszej 2h zabawy w ciuciubabkę, oczywiście nie obyło się bez szkód. Jake nabił sobie limo na policzku, wpadając na szafę. Nie wiem jakim sposobem, ale to jest Poolow - tego nie ogarniesz. Poza tym Cass stłukła wazon, ja z Luke'iem przedziurawiliśmy abażur i lampę musiałam przestawić tak, żeby nie było widać dziury, a na koniec Derek przeleciał przez szklaną barierkę, tym samym spowodował dosyć duże i bardzo widoczne pęknięcie. Teraz nic innego mnie czeka jak opieprz od chłopaków. Słodko.
- Głodna jestem - mruknęła moja przyjaciółka, a następnie wyszła z salonu.
Podniosłam się z kanapy i skierowałam za nią. Wezbrała się we mnie ochota przybicia facepalma, kiedy zobaczyłam jak blondynka przeszukuje wszystkie półki w mojej kuchni, jednak dzielnie się powstrzymałam.
- Tak, tak Lilly, rozgość się - powiedziałam z sarkazmem, siadając na wysepce.
- Dzięki, ale zgody to ja nie potrzebuję - wyszczerzyła się do mnie.
Podeszła do lodówki i z zamrażarki wyjęła lody truskawkowe.
- Mi też daj - rzuciłam.
- Chora jesteś, bachorze.
- Ale z ciebie pomarszczona cipa - mruknęłam.
- A z ciebie krzywy kutas - prychnęła, na co pokazałam jej język.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, podając mi kubełek z lodami kokosowymi i łyżeczkę. Carter usiadła naprzeciwko mnie otwierając kubełek z zimną przekąską.
- Jak myślisz, co zrobią chłopaki, kiedy zobaczą salon? - spytała mnie blondynka.
- Opierz pewnie dostanę. Jednak o tyle dobrze będzie, że Harry od razu po skończeniu pracy leci do NY, a Zayn z Niallem jadą do Pezz do szpitala, więc będę miała starcie tylko z Liamem i Louisem - rzekłam, przełykając lody.
- Tego drugiego to bym się bardziej bała.
- Wiem, ale mam nadzieję, że Liam nie będzie taki zły. Przecież wiadomo, że Liam nie jest taki zły. Czasami.
- Ale wiesz, zawsze możesz mieć nadzieję, że przyjdzie też Danielle lub Eleanor i chłopaki nie zrobią ci awantury albo tego nie zauważą.
- Tak, w ogóle nie zobaczą tej popękanej szyby albo braku wazonu. Na 100% - zironizowałam, na Lilka wzruszyła ramionami.
Nastąpiła cisza, którą nagle przerwała dziewczyna. Zręcznie zeskoczyła z blatu, stawiając na nim kubełek.
- Głodna jestem. Zjadłabym jakąś sałatkę.
- Ja też - stanęłam na nogach, a następnie podeszłam do lodówki.
Wyjęłam z niej potrzebne warzywa i położyłam je na blacie.
- Ty kroisz, ja nie lubię - mruknęłam, podając jej przedmioty, które będzie potrzebowała, a sama zajęłam miejsce na taborecie - do roboty - uśmiechnęłam się, na co Lilly pokazała mi środkowy palec - uważaj sobie - krzyknęłam ze śmiechem, rzucając w nią jabłkiem.
- Przestań. bo nie zrobię jedzenia! - warknęła.
Przewróciłam oczami sięgając po telefon z kieszeni. Zauważyłam trzy nieprzeczytane wiadomości.

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:13
~•        ~•      ~•    ~•        ~•     ~•      ~• zapłodniłem Cię  ~•        ~•      ~•    ~•        ~•     ~•    

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:16
Albo nie, ja będę w ciąży

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:19
Hey, I just met you and this is crazy, but I'm pregnant and it's your baby

Boże, jakie to jest dziwne dziecko. Jak to możliwe, że taki idiota jest dorosły?

Do: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:44
Głupi jesteś '-'

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14: 47
Nie wierzysz mi? :o

Przekręciłam moimi ślicznymi, niebieskimi oczami. Zdecydowałam, że nie będę mu odpisywała. Co mam marnować pieniądze na koncie na głupiego Styles'a? Położyłam iPhone'a na blacie, ale nawet nie zdążyłam odwrócić od niego wzroku, a ponownie zawibrował. Pokręciłam głową, będąc pewna, że to znowu Loczek. Odblokowałam telefon i nie myliłam się, sms był od zielonookiego cymbała.

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:47
Chcesz usg?

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:49
Niki, będziemy mieć dziecko! :o

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:52
Lulu xoxo

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:53
Lololove

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:55
Odpisz kurwa, dziecko będziemy mieć!

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 14:57
Jak się nie odezwiesz pójdziemy do sądu! Będziesz płaciła alimenty! Ha

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:00
I będziesz pracowała! Ha! A dziecka i tak nie zobaczysz! Ha zazdrościsz?

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:02
Zgubić nas może jedno spojrzenie...

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:03
Love me love me say that you love me

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:05
Ju ar e dik! Buahahahahaha

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:08
Lol, ja rodzę! edrghjdfg

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:10
Foszek obiboszek?

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:13
Nie piszesz, martwię się

W końcu nie wytrzymałam faktu, że co chwilę przychodzą mi głupie smsy od Harry'ego. Wkurzona podniosłam telefon z blatu i nie zastanawiając się długo, szybko wystukałam pierwsze zdanie, które przyleciało mi do głowy, myśląc o Styles'ie.

Do: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:15
CZŁOWIEKU CZY CIEBIE DO KOŃCA POPIERDOLIŁO?!

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:16
Lofki, kisski i buziaczki bc i got tired of waitin lololol kisskiss hehs

Do: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:18
Spierdalaj dziwko

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:20
Przed chwilą rozmawialiśmy o kisskach etc a ty od razu o swojej pracy? wtf

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:21
Aaaaaa już rozumiem! Znalazłaś pracę i teraz będziesz miała pieniądze na alimenty! Jestem dumny!

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:22
Tak bardzo cię kocham parówo

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:23
To chłopczyk! Nazywa się Jasiu!

Do: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:25
Daj mi spokój ;_;

Od: Hazz <3
Data: 12 grudzień 2012, 15:27
Boże, on ma siusiaczka :o

Przybiłam sobie facepalma, a następnie wyłączyłam komórkę mając dosyć smsów od Harry'ego.
Odłożyłam telefon na blat i spojrzałam na Lilly. Moje usta otworzyły się z przerażenia.
- Coś ty zrobiła z moją kuchnią?! - krzyknęłam.
Mianowicie kawałki pomidora, ogórka, cebuli, sałaty i innych warzyw porozrzucane były po kuchni, nawet na wiatraku wisiały kawałki jedzenia. Na blacie leżały kilkanaście brudnych sztućców i misek oraz porozbijane jajka, rozlane mleko i rozsypana mąka.
Lilly odwróciła się do mnie, uśmiechając niepewnie.
- Głodna jestem, może naleśnika? - wskazała na talerz z jedzeniem.
Wstałam z taboretu i podeszłam do niej. Wzięłam do ręki opakowanie z mąką i wysypałam na dziewczynę. Ona otworzyła szeroko oczy, po czym ze śmiechem rozbiła na mojej głowie jajko. Tak zaczęła się nasza bitwa. Rzucałyśmy się w siebie wszystkim co wpadło nam w ręce. Już po kilku minutach całe byłyśmy w jajkach, oleju, mąki, mleku i innych, różnych produktów spożywczych.
- Czujesz to? - spytałam nagle.
- O boże, naleśnik!
Szybko podbiegłam do palnika i chwyciłam za patelnię. Niestety tak niefortunnie, że poparzyłam sobie dłoń. Moje oczy natychmiastowo się zaszkliły, a z ust uciekł jeden, głośny pisk.
- Niki, spokojnie. Gdzie masz apteczkę? - spytała spokojnie.
- Półka nad.. mikrofalą - wyszeptałam drżącym głosem.
Blondynka natychmiast rzuciła się po nią. Wyjęła z niej jakiś sprej i bandaż.
- Jak się opatruje poparzone dłonie? - spytała spanikowana.
- Woda, zimna woda - wydukałam cicho.
Podeszłam do zlewu. Odkręciłam kurek i włożyłam bolącą dłoń pod wodę. To był błąd, żeby wcześniej nie sprawdzić jaka ona jest. Zamiast być zimna, była gorąca. Pisnęłam z bólu. Skuliłam się, wkładając rękę pomiędzy uda.
- Dawaj tą rękę - usłyszałam głos Lilly.
Podniosłam głowę. Dziewczyna stała przede mną. Niepewnie wystawiłam dłoń, a ona popsikała ją sprejem. Zagryzłam wargę, żeby nie krzyknąć. Następnie Carter zawinęła dookoła bandaż.
- Dobra, teraz sobie usiądź, a ja tutaj dokończę naleśniki.
Pokręciłam głową przecząco, próbując się uśmiechnąć, jednak pewnie wyszedł mi jakiś grymas. Przetarłam oczy z łez.
- Nie, już wszystko w porządku - powiedziałam.
Lilka pokiwała niepewnie głową, ale się nie odezwała. Na szczęście. Westchnęłam głośno, po czym wzięłam, przez ścierkę, patelnie. Zdjęłam ją z palnika, na plastikową podkładkę, a ścierkę wyrzuciłam za siebie.
- Niki, ścierka! - krzyknęła przyjaciółka.
Odwróciłam się i zrobiłam wielkie oczy. Kawałek szmatki wylądował na niezgaszonych palniku i się zapaliła. Jak najszybciej otworzyłam półkę, kiedy znajdował się kosz na śmieci i gaśnica. Chwyciłam ją i kiedy nacisnęłam na dźwignię, zaczęła wylatywać biały proszek. Przygryzłam wargę, kiedy gasiłam mini pożar. Po chwili było już po ogniu. Odłożyłam narzędzie na podłogę, rozglądając się dookoła. Wszędzie były kawałki jedzenia i ten sproszkowany nawóz.
- Jak to posprzątamy? - spytała cicho koleżanka.
Rozejrzałam się dookoła i przypomniało mi się o wiatraku. Chłopaki niedawno go zamontowali, oby działał. Wskazałam dziewczynie urządzenie. Ona spojrzała na nie, na mnie i wzruszając ramionami, nacisnęła przycisk uruchamiający go. Miałam nadzieję, że skrzydła zaczną się kręcić i w ten sposób ten bałagan trochę się uporządkuje. Jednak wiatrak w ogóle nie ruszył mimo faktu, że blondynka włączała i wyłączała na okrągło. Westchnęłam, podchodząc do niej. Także zaczęłam naciskać włącznik, na początku nic się nie działo. Jednak po chwili skrzydła się poruszyły i wiatrak zaczął się kręcić. Uśmiechnęłam się zwycięsko, odwracając do dziewczyny. Moje szczęście nie trwało długo. Usłyszałam jakiś głośny łomot. Zamknęłam oczy, spoglądając za siebie. Moje przypuszczenie spełniły się. Wiatrak leżał rozwalony na wysepce i podłodze.
- Mój Boże, rozwaliłam moją kuchnię! - pisnęłam przestraszona, łapiąc się za głowę.
- Myśl pozytywnie, Niki. Gorzej już nie może być - posłałam jej zabójcze spojrzenie - albo może.. Patrz - wskazała na okno.
Niepewnie tam spojrzałam i na mojej twarzy zagościła jeszcze większa panika niż dotychczas. Na podjeździe stali Louis, Liam i Andy - przyjaciel Payne'a i rozmawiali z bratem Carter.
Już po mnie.

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 50

Jeśli chcielibyście dostawać informacje o nowych rozdziałach, zostawcie komentarz ze swoim nickiem w zakładce "informowania".

tydzień później
- Może chcesz coś jeszcze? Zupę, herbatę? Albo poprawić ci poduszkę? Boli cię głowa? A brzuch? Może dam ci jakąś tabletkę? Albo nie, bo jeszcze ci się niedobrze zrobi. A wzięłaś inhalacje jak mnie nie było? Skarbie, dobrze się czujesz? Blad...
- Przestań, niedobrze mi się robi jak słyszę twój beznadziejny monolog. Jak widzisz jestem cała i zdrowa.. no może nie do końca zdrowa, ale cała i bezpieczna - przerwałam Louisowi jego mowę, którą zaczął zaraz po tym kiedy wrócił do domu.
- Jesteś chora, martwię się. Zrozum to - burknął.
- No właśnie, a ty się zachowujesz jakbym co najmniej na biegunkę umierała - powiedziałam rozbawiona.
- Wcale, że nie. Chcę po prostu, żebyś szybko wyzdrowiała - rzekł rozdrażniony.
- No dobrze, dobrze, ale pozwól, że ci przypomnę, nie jestem jajkiem, nie musisz się ze mną obchodzić tak.. delikatnie? Tak, delikatnie to odpowiednie słowo - pokiwałam głową.
- Mam prawo się tak z tobą tak obchodzisz. W końcu tak trochę przypominasz jajko. Na górze jesteś węższa niż na dole, więc tak trochę jak jajko - przeczesał włosy, uśmiechając się ironicznie.
Otworzyłam zaskoczona usta, a następnie ze śmiechem sprzedałam mu kuksańca.
- No weź, Louis. Nie wyglądam jak jajko. Może ty, nie ja.
- Jak chcesz, ja i tak wiem swoje - wzruszył ramionami - to co chcesz robić?
Uśmiechnęłam się szeroko, wymyślając świetny sposób na nudę. Louis wydał się od razu zrozumieć, co mi chodzi po głowie.
- O nie, nie, nie, nie. Nie będziemy tego oglądać - zaprotestował natychmiastowo.
- Dlaczego? - spytałam zbulwersowana.
- Bo nie da się z tobą tego oglądać. Śmiejesz się bez opamiętania, kiedy ten jeleń, Eliot, rzuca w okno zającami albo jak połyka przez przypadek tego balona. A jeszcze gorzej jest, kiedy Boguś zwymiotował te słodycze na to okienko.
- No bo to jest śmieszne! Louis, proszę cię. Jestem chora, powinieneś spełniać moje zachcianki - skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Ale skarbie.. coś innego. Może "Madagaskar" lub "Skok przez płot"? Co ty na to? - zaproponował, na co pokiwałam przecząco głową - no dobra, niech ci będzie - westchnął, podchodząc do telewizora.
Uśmiechnęłam się zwycięsko, odkładając żółwia, którego trzymałam w dłoniach, do akwarium. Pstryknęłam go jeszcze w skorupę, przy samej głowie, w wyniku czego, mały Franklin podskoczył do góry, przesuwając się jednocześnie troszeczkę do przodu.
Po włączeniu filmu animowanego, Louis stanął koło kanapy i zanim położył się koło mnie, rozebrał się do bokserek. Spojrzałam na niego dziwnie.
- Będzie mi wygodnie - wytłumaczył, kładąc ubrania na schodach.
Położył się, przykrywając siebie i mnie szczelnie kołdrą. Objął mnie ramieniem, wtulając w siebie jednocześnie. Drugą ręką wziął pilota i wcisnął przycisk uruchamiający film.
***
Zasłoniłam rękoma twarz, kiedy na ekranie telewizora pojawiła się scena, która mnie najbardziej rozbawia z całego filmu.
- Niki, przestań - szturchnął mnie brat.
- Ale on połknął balona - wyszeptałam przez mój histeryczny śmiech.
Chłopak nic nie zdążył odpowiedzieć, kiedy do salonu wparował Zayn z moim psem.
- No nie, znowu oglądacie 'Sezon na misia"? Przecież po ostatnim oglądaniu miałeś tą płytę schować - mruknął siadając na podłodze, przed kanapą.
Skorzystałam z okazji i kopnęłam go w głowę. Nie przewidziałam jednak, że ten złapie mnie za kostkę i zacznie gilgotać po stopie.
- Zaaaaayn.. przestań - wybełkotałam pomiędzy napadami śmiechu.
- No właśnie, przestań. Niki idzie spać.
Niebieskooki brunet wstał, a następnie wziął na ręce, uwalniając jednocześnie spod dotyku Zayna. Pokazałam mu język, na co brązowooki odpowiedział mi tym samym. Uśmiechnęłam się radośnie, kładąc głowę na ramieniu brata. Chłopak zamiast skierować się na górę, poszedł do kuchni. Wzdrygnęłam wiedząc, co mnie czeka. Codziennie o tej godzinie wypijałam jakieś lekarstwo o dosyć gorzkim smaku. Zamiast odłożyć mi antybiotyk, mogliby to coś.
Na mojej buzi zagościł grymas, kiedy Lou podał mi, do połowy zapełnioną, szklankę wody pomieszanej z lekarstwem.
- Do dna - kiwnął głową.
Niepewnie przyłożyłam naczynie do ust i wypiłam niedobrą substancję jednym duszkiem. Odłożyłam kubek na blat, krzywiąc się. To lekarstwo z każdym nowym dniem jest coraz gorsze w smaku, naprawdę.
- Ile jeszcze będę musiała to pić? - spytałam.
- Do wyczerpania zapasów, czyli jakieś 2 tygodnie - Tomlinson uśmiechnął się złośliwie, ponownie biorąc mnie na ręce.
- Dlaczego? Już jestem prawie zdrowa - wychrypiałam.
- Prawie.
Przewróciłam oczami. Przecież już mnie nie boli głowa i nie wymiotuję. Tylko cherlam jak pies. Równie dobrze już jutro mogłabym iść do szkoły, jednak przekonać do tego Louisa nie jest zbyt łatwo. Zakazał mi wychodzić z domu do końca tygodnia, czyli do szkoły także, co znaczy, że w tym roku już nie pójdę do szkoły, bo w poniedziałek zaczynają się ferie świąteczne i ja, Louis i Harry jedziemy do Holmes Chapel na Wigilię.
Mój starszy brat wszedł do pokoju, po czym posadził na łóżku. W tej chwili, dziękowałam mu w myślach, że jak był w pracy, zadzwonił do mnie i kazał mi się iść myć. Teraz nie miałam na to siły.
W czasie, kiedy Boo przykrywał mnie kołdrą, przez szparę w drzwiach, do sypialni weszła Shila, merdając ogonem. Wskoczyła mi na łóżko i ułożyła się wygodnie koło mnie.
- Dobranoc, mała - Louis cmoknął mnie w czoło, a następnie wyszedł na korytarz, uprzednio zgaszając światło.
Próbowałam zasnąć, ale nie wychodziło mi to. Kiedy już prawie zasypiałam, Shila zaczynała się kręcić i natychmiast się rozbudzałam. Równie dobrze mogłabym ją zrzucić na ziemie, ale nie miałam serca.
W końcu, kiedy po raz 254185145 Shila mnie rozbudziła, chwyciłam do ręki komórkę. To trochę dziwne, że przez ostatnie dni w ogóle jej nie używałam. Normalnie jak nie ja. Nie zastanawiając się długo, włączyłam internet i weszłam na tt. Włączyłam mentionsy. Przeglądałam je, dopóki nie natknęłam się na jakiś link. Bez wahania w niego weszłam. Okazało się, że było to jakieś opowiadanie o chłopakach. Postanowiłam zrobić wyjątek i przewracając się na lewy bok, włączyłam pierwszy rozdział i zaczęłam go czytać.
***
Ubrana zbiegłam po schodach na dół, do kuchni, gdzie zastałam szykujących się do pracy. Zmierzyłam ich wzrokiem i nie odzywając się, usiadłam na wolnym krześle.
- Cześć, skarbie - uśmiechnął się radośnie Louis, podając mi talerz z kanapkami.
- Nie odzywaj się do mnie - warknęłam.
Brunet podniósł brwi, ukazując swoje zdziwienie. Wymienił się zdezorientowanym spojrzeniem z resztą chłopaków, zanim ponownie się do mnie odezwał.
- Co się stało, Niki? Zrobiłem ci coś?
- Mi? Mi nic nie zrobiłeś, ale co innego Mellodie!
No dobra, może to wczorajsze czytanie tego opowiadania nie wyszło na dobre, bo za bardzo się w niego wciągnęłam, ale naprawdę się zdenerwowałam tym, co zrobił Tomlinson Mellodie.
- Co? Jakiej Mellodie? O co ci chodzi?
- No o to, że ją zdradziłeś z Amandą! Jak tak mogłeś?! Jesteście razem niecały miesiąc, a już przelizałeś się z tą blondyną! - warknęłam, na co Nialler parsknął śmiechem - a ty z czego rżysz?! Widziałeś to i nic jej o tym nie powiedziałeś! A podobno jesteście przyjaciółmi od dzieciństwa - prychnęłam.
Po mojej wypowiedzi nastała cisza. Zmieszani chłopaki patrzyli to na siebie, to na mnie. Jednak tę ciszę przerwał Zayn.
- A ja? A ja co zrobiłem?
- Prawie utopiłeś się w baseniku dla dzieci - mruknęłam, co spotkało się chichotem Liama.
- Ty nie byłeś lepszy. Przykleiłeś tablet do brzucha mówiąc, że jesteś teletubisiem.
- Ale byłem pijany? - spytał niepewnie.
- Nope. Dobra, spadam stąd. Nie będę z wami siedziała. Nara.
Wzięłam talerz do ręki i skierowałam się do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i wtedy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Wyjęłam telefon z kieszeni bluzy i odblokowałam go.

Od: Lilka aka głupia pipa
Data: 12 grudzień 2012, 9:43
Jak chłopaki wyjdą, daj znać, wpadniemy do ciebie! Ily! <3

Uśmiechnęłam się szeroko. Przez ten tydzień w ogóle nie widziałam się z dziewczynami i chłopakami. Naprawdę się za nimi stęskniłam, chociaż tylko Lilkę znałam lepiej, jednak mam nadzieję, że z resztą też się zaprzyjaźnię.
Odłożyłam iPhone'a na kanapę obok mnie i włączając tv, jednocześnie wzięłam gryza kanapki.
- Niki, my idziemy. Wrócimy jakoś po 16 - oznajmił brat, po kilku minutach wchodząc do salonu, a następnie najzwyczajniej wyszedł, nie żegnając się ze mną.
Ktoś tu się obraził - pomyślałam, kiwając głową z rozbawieniem.
Kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi oznaczające, że chłopaki już wyszli, wzięłam telefon do ręki i napisałam smsa do Lilly.

Do: Lilka aka głupia pipa
Data: 12 grudzień 2012, 10:02
Wpadajcie, wyszli już. Ilyt xo

Wyniosłam pusty talerz do kuchni i już miałam wychodzić, kiedy na wysepce zobaczyłam jakąś kartkę i talerz z lekami i nakrywkę od syropu, z nim w środku. Chwyciłam papier i siadając na blacie, zaczęłam czytać.

Po zjedzeniu śniadania MASZ wypić syrop i połknąć zieloną tabletkę, a żółtą MASZ wziąć o 13.

Westchnęłam, ale posłusznie wykonałam polecenie.
Wyszłam z kuchni i skierowałam się na górę, gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Pomyślałam, że to któryś z chłopaków, czegoś zapomniał i wrócił, więc nie zwróciłam zbytnio uwagi, dopóki do moich uszu nie doszły piski, krzyki i głośnie śmiechy. Tak, przyszli moi znajomi.
- Co za dzicz - mruknęłam, wyglądając przez obręcz.
- Cześć Niki! - krzyknął Jake, patrząc na górę.
Wzrok wszystkich skierował się w moją stronę. Uśmiechając się szeroko, pomachali mi.
- Idę po zwierzaki, a wy do salonu - rozkazałam i poszłam do mojego pokoju.
Po kilku próbach zrzuciłam psa na podłogę i chwytając po drodze żółwia, pociągnęłam Shile za obroże na dół. Będąc w salonie wpuściłam szczeniaka do ogrodu, a Franklina położyłam na podeście.
- Co będziemy robić? - spytałam, siadając na podłodze.
- Ciuciubabka - pisnęli Luke, Cassie i Lilly.
- Znowu? - zapytali znudzeni tym pomysłem Faith i Jake.
- Spotkaliśmy się już kilka razy i wciągnęliśmy się w tą zabawę, naprawdę - wytłumaczył mi Derek.
- Ewentualnie możemy się w to zabawić - powiedziałam, wstając w celu znalezienia jakiegoś szalika.
Kiedy już znalazłam, wróciłam do salonu. Po krótkiej kłótni, kto ma być ciuciubabką, wybraliśmy do tego zadania Lilly.
Zabawę czas zacząć - pomyślałam uciekając jak najdalej od mojej blondwłosej przyjaciółki.

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 49

Dla tych, którzy nie zrozumieli:
Rozdział, który dodałam wczoraj to rozdział 46, tak? Wcześniejszy usunęłam przez przypadek, więc postanowiłam napisać go jeszcze raz. Nie mogłam zostawić luki, bo jakby to wyglądało? Jest 45, nie ma 46, jest 47. Dziwnie, c'nie? I nikt by nie wiedział, co by się działo w 46. Więc jest on dalszą częścią rozdziału 45. Rozumiecie już? Błagam napiszcie, że tak, bo nie wiem jak inaczej wam to wytłumaczyć..
Następna sprawa, czyli jedno, wielkie WOW. Ponad 61k wejść na mojego bloga. Nie wiem co powiedzieć, bo jestem kurewsko tym zaskoczona i zdezorientowana. Nigdy nie sądziłam, że dobije do 10k wejść i, że to opowiadanie przypadnie komuś do gustu, a tu proszę, spodobało Wam się. Jestem tym naprawdę wstrząśnięta, bo moim zdaniem istnieje pierdylion lepszych opowiadań, a mają o wiele mniej wejść od mojego bloga. Naprawdę dziękuję za każde wejście. Kocham Was. ♥
Po za tym sprawa, którą Was zamęczam i będę zamęczała, czyli komentarze! Proszę o komentowanie, bo to dla mnie naprawdę ważne. Jest kilkanaście osób, które regularnie dodają komentarze, za co bardzo dziękuję, ale co z innymi? Hm? Dowiem się? Nie proszę o tak wiele, tylko o JEDEN komentarz od KAŻDEJ OSOBY, która przeczytała rozdział. Nie sądzę, że to jest za trudne dla Was, więc nic nie szkodzi, żebyście dodali ten komentarz.
Założyłam zakładkę "informowani". Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, napiszcie tam swój twitterowy nick, a zostanie dodany na listę.
I ten "łeścik" to mój piesek. Tak naprawdę to jest West Higland White Terrier, ale ja go nazywam "łeścik" c;

 



Weszłam do domu i nawet nie zdążyłam się rozebrać, a koło mnie zmaterializowali się chłopaki. Zdjęłam moje emu i spojrzałam na nich.
- Niki, mój szkrabie, tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałem, żebyś była chora! Wybacz mi! - zawołał Zayn.
Machnęłam na niego ręką i chciałam przejść koło nich, żeby spokojnie dostać się do mojego pokoju i zakopać się w ciepłej kołdrze, ale moją próbę przedostania się na górę, zepsuł Liam, łapiąc w pasie.
- Nie idziesz na górę, nie po to przez ostanie pół godziny przynieśliśmy do salonu kołdry, poduszki i kilka innych dupereli, żebyś ty szła na górę - oznajmił, niosąc mnie do dużego pokoju.
Zaraz za nami szła pielgrzymka tzn. Niall, Zayn, Harry i Louis. Payne postawił mnie koło kanapy, po czym kazał zdjąć kurtkę i położyć się na kanapie, którą specjalnie dla mnie rozłożyli. Brunet opatulił mnie szczelnie dwoma kołdrami, a następnie położył się koło mnie.
- Jadę do marketu, a wy w tym czasie zajmijcie się Niki. Na korytarzu zostawiłem reklamówkę z zupą dla niej. Podgrzejcie ją jej i ma ją zjeść, a później ma wziąć inhalacje - rozkazał brat.
Payne, Horan i Styles pokiwali posłusznie głowami, a Malik odszedł na korytarz, drąc się, że jedzie z Tommo, bo chce coś kupić. Boo nachylił się nade mną, po czym cmoknął w czoło.
- Będę za góra trzy godziny, pa skarbie - uśmiechnął się lekko, a następnie wyszedł.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi, czyli zostałam sama z Niallerem, Harry'm i Liaśem.
- No to, moja malutka, idę ci podgrzać zupkę. Będzie za około 10 minut - powiedział Loczek, wybiegając z salonu.
Farbowany blondyn uśmiechnął się do mnie, a następnie położył się po mojej prawej stronie, włączając w telewizji jakieś bajki. Uwielbiam je oglądać, ale teraz, kiedy źle się czuję, nie mam ochoty patrzeć w ten karton, który sprawia, że w głowie mi się kręci. Pokręciłam się trochę, próbując znaleźć odpowiednią pozycję, by spokojnie zasnąć. W końcu stanęło na tym, że leżałam z głową na brzuchu niebieskookiego. Już prawie odpłynęłam do krainy Morfeusza, kiedy do salonu wleciał Harry z miską w ręce. Usiadł mi w nogach i kazał mi się podnieść. Na początku nie reagowałam na jego prośby, ale w końcu pragnąc, żeby przestał mówić, usiadłam, opierając się plecami o ramię Payne'a.
- Otwórz buziunię, leci samolocik - zaświergotał Loczek, nakładając na łyżkę trochę rosołu.
Otworzyłam usta, a on włożył do nich łyżkę. Nawet nie zdążyłam zjeść, a kolejna łyżka z zupą wylądowała w mojej buzi. Zaczęłam się krztusić nadmiarem zupy, aż w końcu wyplułam wszystko na Niallera.
- Przepraszam Nialler - uśmiechnęłam się niewinnie.
Chłopak uformował usta w złośliwym uśmiechu, a następnie zbliżył się i beknął mi w twarz.
- Ty obrzydliwcu! To nie było specjalnie! - warknęłam, a następnie poczułam jak zawartość mojego żołądka chce wydostać się na zewnątrz.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Nachyliłam się nad toaletą i zaczęłam wymiotować. Poczułam jak ktoś odgarnia moje włosy z twarzy i zawiązuje je w kitkę, a następnie głaszcze po plecach.
Kiedy już zwymiotowałam wszystko, co miałam w żołądku, na wstałam, odpychając się od kibelka.
- W porządku? - spytał Liam.
- A wygląda jakby było w porządku? - spytałam poirytowana.
Na chwiejących się nogach podeszłam do umywalki, gdzie umyłam twarz. Chciałam ominąć bruneta, ale ten mi to uniemożliwił, łapiąc za rękę, a następnie zaprowadzając z powrotem do salonu. Skrzywiłam się widząc tam Harry'ego, który majstrował coś przy inhalatorze.
- Gotowe! - krzyknął uradowany, a na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy grymas.
Liam popchnął mnie na kanapę. Przykryłam się kołdrą, zakrywając nią także głowę.
- Niki, wyłaź spod tej kołdry - usłyszałam zachrypnięty głos Styles'a - jak grzecznie przyłożysz maseczkę do ust to dostaniesz prezent ode mnie.
Zaciekawiona zdjęłam pociągnęłam kołdrę w dół, żebym mogła zobaczyć chłopaka.
- Jaką? - wymamrotałam w kołdrę.
- Dzisiaj byłem w markecie i kupiłem ci słodycze z Kinder. Od kinder delice, przez kinder country, po kinder choco-bounce.
Moje oczy się zaświeciły.
- Naprawdę? - spytałam nieśmiało, a chłopak pokiwał głową.
- To jak, umowa stoi? Powdychasz te krople, a w zamian dam ci te wszystkie słodycze.
Wyjęłam rękę spod ciepłej kołdry i przyłożyłam do buzi maseczkę. Chłopak uśmiechnął się szeroko, a następnie włączył urządzenie.
- To ja idę po słodycze - oznajmił, po czym wyszedł z pokoju.
***
- Skarbie, już skończyłaś? - spytał ponownie Harry.
- Nie - wymamrotałam i ponownie pochyliłam się nad toaletą.
Zjedzenie tak wielkiej ilości słodyczy to nie był dobry pomysł. Od przeszło 10 minut siedzę w łazience i wymiotuję.
- Boże, Louis mnie zamorduje. Dlaczego ja ci dałem te pieprzone słodycze? - zadał pytani chłopak, głaszcząc mnie po plecach.
- Bo jesteś idiotą.
- Wiem to. Już dobrze?
- Tak. Chyba tak - uśmiechnęłam się krzywo.
Chłopak schylił się, a następnie wziął mnie na ręce. Zarzuciłam ręce wokół jego szyję, kładąc głowę na ramieniu. Loczek skierował się do kuchni, gdzie posadził mnie na wysepce. Podał mi zielony kubek z miętą. Niechętnie przyłożyłam naczynie do ust i wzięłam łyk. Przez cały czas zielonooki dokładnie mi się przyglądał. Wiedziałam, że zżera go poczucie winy, bo dzięki niemu kilka ostatnich minut spędziłam wymiotując, jednak moim zdaniem to też moja wina. Przecież równie dobrze mogłam ich nie jeść, po prostu zostawić na czas, kiedy będę już zdrowa. Jednak kiedy chciałam to zrobić, ukazała się moja samolubna strona. Nie chciałam, aby ktoś prócz mnie zjadł te słodkości, a doskonale zdawałam sobie sprawę, że kiedy ja ich nie zjem, zrobi to ktoś inny z domowników.
Pusty kubek odłożyłam na blat, a następnie zeskoczyłam z niego.
- To nie twoja wina - pocieszyłam Loczka, przytulając się do niego.
Chłopak westchnął i poprowadził mnie do salonu. Dookoła kanapy walały się papierki po słodyczach z firmy Kinder. Niedobrze mi się zrobiło, widząc je wszystkie. Loczek nie przejmując się niczym, ułożył mnie na sofie, sam kładąc się koło mnie. Przykrył nas kołdrą, a następnie jego ramie oplotło moje ciało.
- Idź spać - mruknął mi we włosy.
Posłusznie zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę jak bardzo zmęczona jestem przez tą chorobę. Wtuliłam głowę w poduszkę i odpłynęłam w krainę snu.
***
- Bardzo mądrze, Harry. Nie można cię z nią zostawiać nawet na kilka godziny, bo od razu robisz jakieś głupie rzeczy! Nie pamiętasz jak kiedyś była chora i jak wymiotowała po jednej czekoladzie? To ja już wolę nie wiedzieć co teraz się z nią działo! - obudził mnie groźny głos Louis.
- Zapomniałem! Poza tym nie wiedziałem jak ją zmusić do przyłożenia tej maseczki do buzi! Musiałem ją jakoś zaszantażować!
- To nie jest powód do tego, żeby dawać jej słodycze - burknął brat.
Nie wiedziałam czy otworzyć, czy dalej udawać, że śpię. Po głębszym zastanowieniu jednak usiadłam, otwierając oczy. Przecież Louis nie nakrzyczy na mnie, kiedy jestem chora. Chyba..
Rozejrzałam się dookoła. Harry siedział koło mnie na kanapie, Louis stał przed nami z rękoma opartymi na biodrach, a Zayn siedział w kącie pokoju i bawił się jakimś akwarium, w którym chyba był żółw. Tylko po co mu żółw? Niallera i Liama natomiast nie było. Może gdzieś wyszli?
Kiedy Louis zobaczył, że się obudziłam, przeniósł swój wzrok na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie.
- To wina Harry'ego. Wystarczyłoby mi przynieść mojego pieska i bez problemu wzięłabym te inhalacje. Ale on wolał dać mi słodycze i jeszcze tak perfidnie mnie do nich namawiał - oznajmiłam.
Brunet wniósł oczy ku niebu, a raczej sufitowi, po czym westchnął. Ponownie spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko.
- No dobra, nie gniewam się.
- Ale ja się gniewam, do widzenia - syknął loczek i wyszedł z pokoju.
Niebieskooki wzruszył ramiona i zdejmując bluzę położył się koło mnie. Przyciągnął mnie do siebie tak, że leżałam z głową na jego brzuchu.
Już chciałam zamknąć oczy i ponownie zasnąć, kiedy przede mną pojawił się Zayn. Jęknęłam odwracając głowę w drugą stronę.
- No Niki, mam dla ciebie prezent na przeprosiny - burknął.
W trybie natychmiastowym odwróciłam się z powrotem w jego stronę. Zauważyłam, że trzyma w dłoni tego żółwia, który jest obwiązany czerwoną wstążką.
- Przepraszam - Mulat uśmiechnął się, dając mi w ręce tego żółwia.
- O jejku, ale on słodki. Będzie się nazywał Franklin.
- Ale to jest dziewczynka - poinformował mnie czarnowłosy.
- To będzie transwestytą, wielkie mi halo - powiedziałam, kładąc żółwia na pościeli.
- Ona ma chyba dość wysoką gorączkę, bredzi - oznajmił chłopak, przykładając swoją rękę do mojego czoła, którą od razu strzepnęłam.
- Niki, zdejmij tego żółwia z kołdry, bo zaraz się zleje - mruknął Boo.
- O fu, za późno - mruknęłam, podnosząc nowego pupila - jaka wielka ta plama. On nie ma przypadkiem problemów z sikaniem? Wstrzymuje, wstrzymuje, a nagle bum i leje się z niego jak z dziewczyny, która ma okres.
Moje zdziwienie przemieniło się w rozbawienie, kiedy żółw ponownie zaczął sikać. Trzymałam go pionowo w stronę Louisa, więc fontanna leciała na niego.
- Niki, weź go - krzyknął brunet.
Obróciłam go trochę i tym razem substancja leciała na Zayna. Chłopak nic nie powiedział. Zamiast tego zrobił groźną minę, przez którą od razu włożyłam Franklina do jego akwarium.
- Wiecie, ja chyba już pójdę. Jest już dosyć późno i jestem zmęczona. Dobranoc - powiedziałam niepewnie.
Wstałam na ziemie i od razu zakręciło mi się w głowie. Zupełnie zapomniałam, że jestem chora. Chwytając w ręce akwarium z Franklinem, szybko poszłam do mojego pokoju. Ze zdziwieniem zobaczyłam mojego psa, rozwalonego na łóżku. Położyłam akwarium na ziemi koło drzwi od garderoby. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki.
Po kilkudziesięciu minutach wyszłam z niej. Moja głowa ponownie niesamowicie bardzo dawała o sobie znać, a przez całe ciało przechodziły dreszcze. Ocierając dłońmi ramiona, skierowałam się do pokoju brata. Weszłam do środka i zastałam tam Boo, który czytał książkę.
- Co ty tutaj robisz? - spytał, marszcząc brwi - jeszcze nie śpisz?
- Nie, już idę - mruknęłam, wskakując na łóżko.
Przykryłam się pod sam czubek nosa, zerkając na Louisa.
- Zaśpiewaj mi coś - powiedziałam nagle.
Chłopak odłożył książkę i położył się koło mnie. Chwilę zastanawiał się i w końcu zaczął śpiewać.

If I don't say this now I will surely break
As I'm leaving the one I want to take
Forgive the urgency but hurry up and wait
My heart has started to separate

Oh, oh
Be my baby
Oh, 
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you

There now, steady love, so few come and don't go
Will you won't you, be the one I always know
When I'm losing my control, the city spins around
You're the only one who knows, you slow it down

Oh, oh
Be my baby
Oh, 
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you
And I'll look after you

If ever there was a doubt
My love she leans into me
This most assuredly counts
I say most assuredly

Oh, oh
Be my baby
I'll look after you
after you
Oh, oh
Be my baby
Oh,

It's always have and never hold
You've begun to feel like home
What's mine is yours to leave or take
What's mine is yours to make your own

Oh, oh
Be my baby
Oh, 
Oh, oh
Be my baby
Oh,
Oh, oh
Be my baby,
Oh,
Oh, oh,
Be my baby,
Oh*

Wraz z końcem piosenki, moje powieki stały się cięższe. Poczułam jeszcze tylko lekki pocałunek w policzek i zasnęłam w głęboki sen.

*The Fray - Look After You

Rozdział 46

Usunęłam przez pierdolony przypadek 46 rozdział i jestem, kurwa, naprawdę, w chuj bardzo, zdenerwowana, co widać po tych pierdolonych przekleństwach. Przepraszam, ale kurwa, naprawdę teraz tylko one mi chodzą po mojej popierdolonej głowie. Postanowiłam, że nie może nie być na blogu 46 rozdziału, dlatego go napisałam jeszcze jeden pierdolony raz. Mimo, że nie jest napisany dokładnie tak jak poprzedni, mam nadzieję, że chociaż odrobinę wam się spodoba. Piszę go na szybko, więc mogą wystąpić jakieś błędy.
Rozdział 49 jest już prawie napisany. Dodam go w jak najbliższym czasie.

- Nie musiałaś go od razu bić! - syknął Louis ciągnąc mnie do pokoju.
Mimo iż na początku był zmieszany i zdezorientowany, kiedy tylko się przebrał, nakrzyczał na mnie. Miał pretensję, że źle się zachowuję i robię mu wstyd przez rodzinami chłopaków, ale przecież to nie moja wina. To Sean wszystko zaczął i dostał za swoje.
- Musiałam, bo jest głupkiem. Jakby mi nie dokuczał to nic by mu nie było. Nie rozumiem o co masz do mnie pretensje, ja tylko dałam mu nauczkę.
- Nie obchodzi mnie to, rozumiesz? Masz się dobrze zachowywać, bo inaczej dostaniesz szlaban i już nie będzie tak różowo.
- Oh, tak. To, że nie umiesz sobie poradzić z opieką nade mną to już nie moja wina. Cienias z ciebie - burknęłam, a chłopak na te słowa wzmocnił uchwyt.
- Nie pyskuj!
Otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Obrażona usiadłam na łóżku, plecami do bruneta.
- Niki - usłyszałam już spokojny głos Tommo - musisz po prostu hamować swoją złość. Nie chcę codziennie wysłuchiwać jaka to ty niedobra jesteś. Nie mogę już bronić cię tym, że masz trudny okres, bo nasza rodzina umarła. Zrozum to.
- A myślisz, że ja nie próbowałam być milsza? Staram się, ale ty i tak będziesz miał pretensje.
Wstałam z łóżka i weszłam do łazienki, trzaskając drzwiami. Chciało mi się płakać. Przecież gdyby Sean mnie nie sprowokował, nie stałoby się zupełnie nic. Nie chciałam tego, po prostu emocje wzięły górę.
Weszłam do kabiny prysznicowej, uprzednio rozbierając się. Moja ciało zaczęła oblewać dosyć gorąca woda, jednak nie przejęłam się tym. Mam w zwyczaju brać gorące kąpiele, chociaż czasami wolę te chłodniejsze. Nalałam na dłoń trochę płynu, a następnie się umyłam ciało. Postałam jeszcze trochę w gorącej wodzie, po czym stanęłam na zimnych płytkach. Sięgnęłam po ręcznik, który wisiał na kaloryferze i owinęłam się nim, podchodząc do umywalki. Umyłam zęby, a następnie przeczesując mokre włosy palcami, weszłam do pokoju. Zdziwiłam się, kiedy nie zastałam tutaj Louisa, ale z drugiej strony, ulżyło mi. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego kazań na mój temat. Spod poduszki wygrzebałam moją piżamę, po czym założyłam ją na siebie. Ręcznik rzuciłam na ziemie, a sama spojrzałam na stolik, który stał koło kanapy. Leżała na nim tacka z tostami i kubkiem z piciem. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do stoliczka. Zajrzałam do kubka, sprawdzając jego zawartość. Kakałko, i od razu chcę mi się uśmiechać. Na tace, pomijając żywność, leżała jeszcze jakaś kartka. Sięgnęłam po nią, a następnie rozłożyłam, czytając zawartość.

Przepraszam. Kocham cię.
Louis x

Uśmiechnęłam się, przygryzając lekko moją dolną wargę. Bez zastanowienia chwyciłam telefon do ręki i wysłałam wiadomość do Louisa.

Do: Mój Boo
Wysłano: 3 grudzień 2012, 11:35pm
Ja ciebie też kocham, Loueh <3

Z uśmiechem na ustach przeniosłam moją kolację na półkę koło łóżka. Położyłam się w nim, włączając jednocześnie telewizję. Nie zastanawiając się długo, włączyłam jakąś stację z bajkami. Zaciekawiona odcinkiem sięgnęłam po talerz z tostami.
Po zjedzonym posiłku odłożyłam talerz na półkę i wyłożyłam się wygodniej. Opatuliłam się dokładnie kołdrą, patrząc jak zaczarowana w telewizor, na którym leciała bajka "Scooby Doo i miecz Samuraja". Po kilku minutach moje oczy zaczęły się kleić. Usilnie próbowałam nie zasnąć, jednak ciepła kołdra i miękka poduszka powodowały, że moje zmęczenie wzięło górę i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
***
Rano obudziłam się i ze zdziwieniem zobaczyłam, że Niallera nie ma w łóżku, ani w pokoju. Czyżby już wstał? Może mieli dzisiaj jakiś wywiad i po prostu on i reszta zespołu musiała wstać wcześnie.
Przyjmując tą wersję wydarzeń, wstałam z łóżka i poszłam prosto do łazienki. Stanęłam przed lustrem, a na mojej twarzy od razu pojawił się grymas spowodowany widokiem moich włosów. To nie był dobry pomysł, żeby spać w mokrych włosach. Teraz były one skołtunione i odstawały we wszystkie strony. Chwyciłam szczotkę i próbowałam uporządkować jakoś ten bałagan. W końcu, kiedy byłam już nieźle zdenerwowana, udało mi się je rozczesać i wyglądały prawie normalnie. Odetchnęłam z ulgą. Zadowolona wyszłam z łazienki, gdzie chwyciłam te ubrania. Sprawdzając w telefonie czy nie mam jakiejś wiadomości czy nieodebranego połączenia, wyszłam z pokoju w celu zjedzenia śniadania. Ku mojemu zdziwieniu nikt do mnie nie dzwonił, ani nie pisał. Spróbowałam się dodzwonić do chłopaków i dziewczyn, ale za każdym razem włączała się sekretarka. Trochę przestraszona weszłam do restauracji. Na śniadanie wybrałam tylko mleko z płatkami. Kiedy znalazłam wolne miejsce, jeszcze raz spróbowałam skontaktować się z resztą, jednak nadal nikt nie odbierał. Próbowałam siebie uspokoić tym, że może mają teraz ten wywiad i nie mogą odebrać, ale nie wychodziło mi to. Po za tym, skoro chłopaki mieliby ten wywiad to dlaczego dziewczyny nie odbierają? Przecież one na pewno nie są na antenie. Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić złe myśli. Na pewno chłopaki teraz pracują i dlatego nie odbierają telefonów, a dziewczyny może po prostu nie słyszą dzwonka. Po skończonym posiłku, wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zajęłam się oglądaniem telewizji, żeby się uspokoić.
Po kilku godzinach chłopaków i dziewczyn nadal nie było. Teraz to już naprawdę się bałam, ale dalej wmawiałam sobie, że pracują. Naprawdę miałam taką nadzieję, dopóki nie natknęłam się na wiadomości, w których pokazali chłopaków, Perrie, Danielle i Eleanor. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że na dole ekranu, wielkimi literami pisało "Zespół wrócił do Anglii". Moje ciało w tamtym momencie zdrętwiało. Trzęsącymi się dłońmi, chwyciłam iPhone'a do ręki i wybrałam numer Louisa. Tym razem odebrał po 4 sygnale.
- Niki? Nie rozumiem po co do mnie dzwonisz, skoro jesteśmy na tym samym lotnisku i możesz mi to normalnie powiedzieć, a nie przez telefon - powiedział zdziwiony.
- Naprawdę? Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? Jeszcze się nie zorientowałeś, że mnie nie ma na tym głupim lotnisku? Jaki z ciebie brat, skoro dalej nie zauważyłeś, że mnie nie było w samolocie razem z wami? - wylałam z siebie potok pytań.
- Jak to nie ma ciebie na lotnisku? Przecież widziałem ciebie w samolocie!
- No to masz naprawdę wielkiego kaca, bo ja, do cholery, siedzę w moim hotelowym pokoju! - krzyknęłam spanikowana.
- To niemożliwe! Liam wczoraj nic nie wypił, miał cię wziąć do samochodu - wytłumaczył.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a brat zaczął wołać brązowookiego i ten dopiero teraz sobie przypomniał, że miał mnie obudzić i przetransportować do auta.
- Jesteś największym frajerem jakiego znam! Jak można zapomnieć o własnej siostrze?! - krzyknęłam w momencie, kiedy po moich policzkach poleciały pierwsze łzy.
- Nie płacz, mała. Zaraz załatwię ci szybki powrót do domu.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty jesteś sam jak patyk w Nowym Yorku!
- Spokojnie, załatwię ci lot powrotny do domu. Nie bój się, niedługo będziesz w domu - rozłączył się.
Zdenerwowana i przestraszona jednocześnie rzuciłam telefon na podłogę, a sama położyłam się na łóżku, zalewając się łzami.
Po kilku minutach, telefon zaczął dzwonić. Niechętnie sięgnęłam po niego. Zerknęłam na wyświetlacz. Dzwonił brat.
- Co? - spytałam pociągając nosem.
- Szykuj się, za 20 minut masz prywatny samolot do domu. Przy recepcji będą czekać dwóch ochroniarzy, którzy przetransportują cię do samolotu, a w Londynie będzie na ciebie czekał Paul i jakiś jeszcze ochroniarz. A ja.. ja naprawdę przepraszam - ostatnie zdanie chłopak wyszeptał i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się.
Bez zastanowienia, wstałam. Powrzucałam na szybko wszystkie moje rzeczy do walizki i pobiegłam na hol, uprzednio zamykając pokój. Bez żadnych wyjaśnień rzuciłam kartkę w panią recepcjonistkę, która obrzuciła mnie złym spojrzeniem. Nie przejmując się nią, rozejrzałam się za ochroniarzami. Przygryzłam wargę, kiedy nie mogłam ich dojrzeć. Miałam ochotę ponownie się rozpłakać, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Przede mną stało dwóch wysokich i dobrze zbudowanych, łysych facetów. Niby nie wyglądali na osoby, którym można zaufać, poczułam się trochę bezpieczniej. Już wolę być z dwoma gorylami niż sama w tym wielkim mieście.
- Chodź Nicola, samochód już czeka - powiedział jeden z nich.
Wziął ode mnie walizkę i poszedł przodem. Natomiast drugi ochroniarz szedł za mną. Tak jak myślałam, przed hotelem koczowało kilkanaście-kilkadziesiąt dziewczyn. Niechętnie przeszłam przez drzwi, nie miałam teraz jakieś szczególnej ochoty na spotkanie jakiś rozwrzeszczanych fanek mojego brata. Na szczęście koło mnie cały czas kroczyli ochroniarze, którzy nie dopuścili do mnie ani na metr nikogo z nich.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się w samochodzie. Przetarłam twarz rękoma, a następnie odblokowałam telefon. Miałam jedną nieprzeczytaną wiadomość.

Od: Leeyum
Data: 4 grudzień 2012, 17:19
Naprawdę przepraszam, słońce. Nie chciałem o tobie zapomnieć. Wybacz :(

Westchnęłam, zastanawiając się, co mu odpisać. W końcu schowałam telefon do kieszeni, nic do niego nie pisząc. Przecież nie mogłam tak po prostu napisać mu, że się nie gniewam, bo się gniewam. Rozumiem zapomnieć jakiejś rzeczy, drobiazgu, ale człowieka? Nigdy nie zrozumiem tego. Było ich 9 z Paul'em, nikt o mnie nie pamiętał.
Oparłam głowę o szybę, zamykając oczy. Chcę już być w domu, zaszyć się w moim pokoju i nikogo do niego nie wpuścić.
- Ej, mała, wszystko w porządku? - usłyszałam głos jednego ochroniarza.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jeden mężczyzn, przecisnął głowę pomiędzy fotele i patrzy na mnie uśmiechając się miło.
- Tak.. Nie.. Chyba.. Nie.. Nie wiem - mówiłam kompletnie bez sensu, na co ochroniarz się zaśmiał.
- Spokojnie, za kilka godzin będziesz z powrotem w Londynie i wszystko będzie jak po staremu.
- Nie wątpię - wymamrotałam bawiąc się rąbkiem bluzy.
Ochroniarz uśmiechnął się pokrzepująco, a następnie odwrócił z powrotem do przodu. Przez resztę drogi panowała kompletna cisza, przerywana raz po raz szumieniem radia.
Wyszłam z samochodu, kiedy tylko zatrzymaliśmy się przy lotnisku. Ku mojemu niezadowoleniu, tutaj też stali fani chłopaków. Ochroniarze skutecznie odgrodzili mnie od nich. Szybkim krokiem przeszliśmy do środka pomieszczenia. Mężczyźni odprowadzili mnie pod sam samolot. Niepewnie weszłam po schodach do środka wielkiej maszyny. Trochę bałam się lecieć samolotem, co ja mówię, ja srałam w gacie, myśląc, że na pokładzie oprócz mnie i załogi samolotu nikogo więcej nie będzie.
Kiedy tylko weszłam do środka wielkiej maszyny, zauważyłam stewardessę. Uśmiechnęła się do mnie miło.
- Dzień dobry. Proszę zająć miejsce i zapiąć pasy. Zaraz startujemy.
Pokiwałam lekko głową i przeszłam na siedzenia. Usiadłam na jednym z nich i w mgnieniu oka się zapięłam. Wstrzymałam oddech, kiedy wzlecieliśmy w niebo. Nie lubię tego uczucia. Pilot ogłosił, że mogę odpiąć pasy, więc po lekkim zawahaniu, zrobiłam to.
Usiadłam w fotelu po turecku i sięgnęłam po jedną z gazet, które leżały na stoliczku obok. Resztę lotu zajęta byłam przeglądaniem i czytaniem artykułów zawartych w tych gazetach.
***
Zmęczona siedziałam z głową opartą o szybę. Znajdowałam się już w Londynie, z czego byłam bardzo szczęśliwa. Jednak trochę gorzej było z dojazdem do domu. Już przeszło 20 minut staliśmy w korku. Kocham Londyn, ale są minusy mieszkania tutaj i korki są jednym z nich. Ziewnęłam, zamykając oczy. Naprawdę chciało mi się spać, a nie zanosiło się, żebyśmy szybko dostali się do domu. Przez to zmęczenie przeszła mi nawet złość na chłopaków, byłam tylko smutna, że o mnie zapomnieli.
Po kilkunastu minutach w końcu dotarliśmy pod dom. Ziewając co chwila szłam do drzwi, a za mną Paul. Weszłam do środka budynku i Louis, kiedy tylko mnie zobaczył, porwał mnie w swoje objęcia. Objęłam jego szyję, a on zaplótł ręce na moich plecach.
- Tak bardzo cię przepraszam, skarbie - mruknął, opierając podbródek o moją głowę.
- Już się nie gniewam, ale nie rób tak więcej - szepnęłam senna.
- Nigdy.
Wziął mnie na ręce i zaczął kierować na górę. Słyszałam głosy chłopaków, że przepraszają, że o mnie zapomnieli, ale nie miałam siły, żeby podnieść głowę i powiedzieć, że się nie gniewam.
Louis postawił mnie dopiero u siebie w pokoju. Zmienił moje ubrania na jakąś swoją koszulkę, sam był już w piżamie, czyli bokserkach. Wyłożyłam się wygodnie na jego łóżku, a on położył się koło mnie, przytulając mocno. Poczułam lekki pocałunek w czubek głowy, a następnie zasnęłam.