Niestety rozdziały będą dodawane rzadziej, ale postaram się, żeby przynajmniej dwa zostały dodawane w ciągu miesiąca. Naprawdę głupio mi, ale III gim robi swoje. ;c
A co do komentarzy, jest jedna osoba, która dodaję kilka komentarzy w ciągu kilku minut, tylko zmienia jego treść. Nie wiem, czy ona myśli, że ja tego nie widzę czy coś, ale oooookej o.o Chciałabym, żeby więcej osób komentowało to opowiadanie. Codziennie na mojego bloga wchodzi około 300 osób, a komentarza nie zostawiają. Plus do tego jest ponad 60 obserwatorów i kilka ludzi, którzy czytają moje opowiadanie, a komentarzy jest około około 30 czy 40, zależy od rozdziału. Niektórzy pomyślą sobie, że to jest już dużo i, że od tej "sławy" mi się w głowię poprzewracało, ale mi naprawdę zależy na waszej opinii. Nie mówię, żebyście mi pisali jakąś litanię, ale jedno zdanie, wyraz wystarczy. :>
PS. A jak niektórzy nadal nie będą dodawać komentarzy to naślę na was mojego łeścika i on was zje!
Czy to możliwe, żeby w ciągu 15 minut lekcji matematyki moje samopoczucie spadło na samo dno? Najwidoczniej tak. Moja głowa jeszcze bardziej zaczęła boleć, ciągle dmuchałam nosa w chusteczkę, zbierało mi się na wymioty i cherlałam jak pies. Na dodatek dostałam jedynkę za odpowiedź. Broniłam się, że mnie przez ostatnie dni nie było i nic nie umiem, ale panią Bullock jakoś to nie przejęło. Nawet klasa próbowała mnie usprawiedliwić, jednak to nic nie dało. Musiałam jakieś głupie zadania z Pitagorasa rozwiązywać na tablicy. To znaczy "rozwiązywać" to jest pojęcie względne. Od zawsze nie rozumiem tego działu i jakoś nie widać, żeby to się zmieniło.
- Nicola, nie śpij! - ryknęła nagle nauczycielka, a moja głowa zaczęła pulsować.
Podniosłam ją z ławki i spojrzałam na kobietę.
- Nawet jakbym chciała to by mi się to nie udało. Kobieto, słyszałaś swój głos? Stado krów na pastwisku ładniej wyją niż ty gadasz - mruknęłam, czym widocznie rozbawiłam klasę.
Nauczycielka chciała coś odpowiedzieć, kiedy nagle drzwi się otworzyły. Do środka wparował Louis, na którego widok dziewczyny i Jake zaczęli piszczeć, co przysporzyło ból głowy.
- Dzień dobry, ja ją zabieram, do widzenia - powiedział szybko Louis, przekładając mnie przez swoje ramię i wyszedł z klasy.
- Louis.. Louis, niedobrze mi - wymamrotałam zakrywając buzię przed wypuszczeniem pawia.
Korzystając z okazji, że przechodziliśmy obok łazienek, chłopak wparował do jednej i postawił koło sedesu. Nie miałam jakieś specjalnej ochoty, żeby trzymać swoją buzię nad szkolną toaletą, bo nie wiadomo co kto tutaj robił, no ale nie miałam innego wyjścia. Brat zebrał moje włosy, żebym ich nie pobrudziła, a ja.. a ja robiłam, to co w tej chwili robiłam.
- Już wszystko w porządku? - spytał brunet, kiedy usiadłam na zimnych kafelkach.
Pokręciłam głową, podpierając się o ścianę, żeby wstać. Boo od razu złapał mnie za rękę, aby mi pomóc. Umyłam jeszcze twarz i poszliśmy do samochodu. Położyłam głowę na desce rozdzielczej, słuchając brata, że mam szczęście, bo lekarz mnie przyjmie.
Od razu się skrzywiłam słysząc słowo "lekarz". Nigdy ich nie lubiłam przez fakt, że dosyć często lądowałam w szpitalu, a tamtejsi lekarze nie byli zbyt mili. Kiedy miałam 9 lat, pobierali mi krew. Lekarka zamiast mi o czymś miłym mówić, opowiadała ze szczegółami jak ta krew leci do strzykawki. Nic dziwnego, że tam padłam.
- Niki, wysiadaj, już jesteśmy - usłyszałam głos chłopaka, a następnie wyskoczył z auta.
Podniosłam głowę w stronę budynku. Był cały szary, a nad wejściem wielkimi, niebieskimi literami pisało "przychodnia".
- Nigdzie nie idę - powiedziałam z grymasem na twarzy.
Drzwi od strony pasażera się otworzyły.
- Wyłaź.
- Nie chcę, nie lubię ich.
- A ja nie lubię twojego zrzędzenia, a jakoś muszę je wytrzymywać. Wyłaź.
Robiąc smutną minę, wyszła z samochodu. Ukryłam twarz w kapturze i zaczęłam, niechętnie, kierować się do wejścia.
Kiedy tylko drzwi się otworzyły, poczułam zapach jaki jest zazwyczaj szpitalach i przychodniach. Od razu zachciało mi się wymiotować. Usiadłam na pierwszym lepszym krzesełku, a Louis gdzieś zniknął.
- Dzień dobry - koło mnie usiadły jakieś dwa moherowe berety.
Wstrzymałam oddech, ich zapach nie był zbyt ładny. Taka starość pomieszana z brzydkimi perfumami.
- A co ty tutaj, dziewczynko, robisz. Chora jesteś? - w moją stronę odwróciła się jedna babcia.
Wzięłam głęboki wdech, bo już nie wytrzymywałam bez powietrza, i od razu pożałowałam. Nie dosyć, że pachniała nie za ładnie to jeszcze jej oddech nie był najświeższy.
- Tak, trochę jestem. Przepraszam, muszę iść - powiedziałam pośpiesznie.
Wstałam z krzesła trochę zbyt szybko, bo zakręciło mi się w głowie, i chwiejnym krokiem odeszłam od kobiet. Przechodziłam koło recepcji, gdzie zobaczyłam Louisa. Podeszłam do niego i wepchnęłam pomiędzy jego rękę, a tułów. Młoda kobieta za szklanym oknem dziwnie się na mnie spojrzała.
- Na co się gapisz? Nigdy nie widziałaś przytulającego się rodzeństwa?! - warknęłam na nią.
- Nikt cię nie uczył, żeby grzecznie się zachowywać względem obcych? - spytała mrożąc mnie wzrokiem.
- A co ty, kosmita?
- Co? - zadała pytanie zdezorientowana.
- Gówno, 1:0. Chodź Lou - pociągnęłam brata w prawą stronę.
- Druga strona, Niki.
- No przecież wiedziałam - prychnęłam, zawracając się.
Zatrzymałam się przy sali, którą wskazał mi Louis, po czym popchnęłam go lekko na ławeczkę i wdrapałam się na kolana. Brunet uśmiechnął się lekko w moją stronę, a następnie pstryknął w nos.
- Głupi jesteś? - spytałam, marszcząc go.
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - zadał pytanie, a następnie sprzedał mi ćpaka.
- Louis, daj mi spokój.
- A jak nie to co? - tym razem złapał za obydwa uszy i ciągnął w boki.
- Daj mi spokój! - warknęłam zeskakując z nóg chłopaka i siadając obok.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, kiedy nagle usłyszałam jak ktoś puszcza bąka. Tym kimś był oczywiście Louis. Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem, ale ten udawał jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
- Ty świnio! - krzyknęłam zatykając nos, by obronić się przed smrodem.
- Chcę ci przypomnieć, moja droga, świnia ma ogonek z tyłu, a ja mam z przodu!
Zazgrzytałam zębami rozzłoszczona głupotą mojego brata.
- Jesteś głupi. Nie odzywaj się do mnie.
Wstałam i usiadłam kilka metrów dalej od niego. Obrażona założyłam ręce na piersi i tępo patrzyłam się w białą ścianę.
Nagle drzwi od gabinetu się otworzyły. Z środka wyszły dwie kobiety. Pacjentka poszła korytarzem do wyjścia, a lekarka spojrzała w naszą stronę.
- Teraz do gabinetu poproszę Nicole Tomlinson - mruknęła, wchodząc do środka.
Zamiast wejść za nią, podniosłam rękę i oglądałam moje pomalowane na niebiesko paznokcie.
- Niki, teraz ty - usłyszałam głos Louisa, a następnie stanął koło mnie.
- Nie idę tam.
- Owszem, idziesz. Pośpiesz się, nie chcę tutaj całego dnia spędzić.
Nie zdążyłam odpowiedź, a z sali wyszła lekarka. Rozejrzała się po korytarzu, a jej wzrok zatrzymał się na mnie.
- Nicola, mogę prosić do gabinetu? - spytała.
- Nie.
- Tak to się bawić nie będziemy - bąknął brat.
Wziął mnie na ręce i posadził na kozetce w gabinecie. Wyszedł z niego, a lekarka zamknęła za nim drzwi. Stanęła koło biurka i zaczęła czytać jakieś papiery. Po chwili podeszła do mnie i zaczęła mnie badać.
***
Wyszłam z gabinetu kilkanaście lub kilkadziesiąt minut później - nie wiem dokładnie ile spędziłam tam czasu. Zaraz za mną szła lekarka. Louis, kiedy nas zobaczył, wstał z ławki i schował telefon do kieszeni. Kobieta podała mu kartkę, na której zapisała jakie mam brać lekarstwa, plus antybiotyk i inhalacje. No chyba nie. Nienawidzę brać inhalacji i nie dam się tak łatwo. Boo wysłuchał wszystkiego, co mówiła mu lekarka, a następnie wyszliśmy z budynku. Wsiadłam do samochodu, a Louis zaczął rozdawać autografy fanką, które jakimś sposobem dowiedziały się, gdzie jest jeden z ich idoli.Po kilkunastu minutach nudzenia się, brat wszedł do auta. Spojrzał na mnie, a następnie odpalił samochód i wyjechał z parkingu przychodni.
- Nieźle się urządziłaś. Antybiotyk, inhalacje. Tylko pozazdrościć - odezwał się brat nie kryjąc ironii.
- To wina tamtej miękkiej frytki , a nie moja - bąknęłam.
- Ale coś musiałaś zrobić, że cię wrzucił do basenu.
- Ale ja nie pamię... A nie już pamiętam. Spoliczkowałam go - zaśmiałam się złowieszczo.
Louis okręcił głowę w moją stronę, kiwając nią w lewo i prawo.
- Jeszcze raz dowiem się, że kogoś spoliczkowałaś dostaniesz szlaban, zrozumiałaś? - powiedział sucho, wjeżdżając na parking, tym razem jakieś apteki - czekaj tutaj, zaraz wracam.
Wyskoczył z samochodu i skierował się w stronę budynku. Patrzyłam się jak kręci swoim dupskiem, a kiedy wszedł za drzwi zaczęłam się śmiać, jednak po chwili przestałam zważając na ból głowy. Rozłożyłam sobie fotel i wygodnie się na nim położyłam, kładąc ręce za głowę. Zamknęłam oczy z myślą, że może sobie zasnę, ale po chwili otworzyłam je, słysząc dźwięk robionego zdjęcia. Usiadłam na fotelu, dostrzegając, że koło moich drzwi stoi spora grupka fanek. Zasłoniłam oczy, kiedy kilka z nich zrobiły mi zdjęcia, oczywiście nie wyłączając flesza. Puknęłam palcem w czoło, przekazując im, żeby same to zrobiły, a następnie wyjęłam okulary przeciwsłoneczne Boo ze schowka. Założyłam je i ponownie położyłam się na fotelu.
Kiedy już prawie zasnęłam, fanki stojące koło samochodu zaczęły piszczeć jak szalone. Zazgrzytałam zębami, kiedy moja głowa zapulsowała. Złapałam się za czoło i zaczęłam je masować. Otworzyłam zezłoszczona oczy i rozejrzałam się dookoła. Grupka dziewczyn oblegała właśnie Louisa. Uśmiechnięty chłopak rozdawał autografy i robił zdjęcia. Nagle jego wzrok padł na mnie. Uśmiechnął się szeroko, a następnie przesłał mi buziaka, by po chwili jego uwaga ponownie została skierowana na fanki.
W końcu, jak dla mnie po wieczności, rozradowane fanki rozeszły się, a Louis mógł spokojnie wejść do ciepłego auta.
- Co ty taka zła? - spytał cmokając mnie w czerwony, gorący policzek.
- Bo jestem chora i chciałabym w końcu dojechać do domu, a nie stać na jakimś zapyziałym parkingu i czekać, aż zostaniesz uwolniony i będziemy w spokoju mogli odjechać.
- Nie przesadzaj, taka moja praca. Podjedziemy jeszcze do Maury po inhalator i prosto do domu.
- Ale to wygląda jakbyś miał w dupie fakt, że jestem chora - bąknęłam, a uśmiech zniknął z twarzy bruneta.
- Dobrze wiesz, że to nie jest prawda! Martwię się, że jesteś chora, ale fani są dla mnie ważni! - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Ale ważniejsi ode mnie.
- Wiesz, lepiej już się zamknij i mnie nie denerwuj! Od tej twojej choroby, definitywnie w głowie ci się poprzewracało. Dobrze wiesz, że jesteś najważniejsza!
Fuknęłam pod nosem, odwracając głowę do szyby. Szybko poprawiłam fotel do pozycji siedzącej, a następnie założyłam ręce na piersi, a nogę na nogę. Wyglądałam jak naburmuszona panienka, ale przecież w tej chwili byłam naburmuszoną panienką, więc co się dziwić?